Forum forum o j-rocku Strona Główna
FAQ Profil Szukaj Użytkownicy
Grupy

Prywatne Wiadomości

Rejestracja Zaloguj
Galerie
X-Japan by YoM (YoxHeath)
Zobacz poprzedni temat | Zobacz następny temat >

Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu
forum o j-rocku > Fan Arty, Fan Ficki czyli wszystko co nasze

Autor Wiadomość
~Dobrawa~
Beast of Desire


Dołączył: 26 Cze 2007
Posty: 2675
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Dark Kingdom

   

1/4 przyjemności mniej xD przynajmniej pewnie wg. nanasi xD
Post Pią 16:43, 04 Lip 2008
 Zobacz profil autora
Nanaki
Closer to Ideal


Dołączył: 03 Mar 2007
Posty: 3638
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Rainbow Kingdom

   

Sugizo, właśnie uratowałam ci tyłek. ~~
quote:
Originally posted by Przeterminowany pigwak
nanasi xD
Wykastruję cię. ~~


Ostatnio zmieniony przez Nanaki dnia Pią 16:45, 04 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Post Pią 16:44, 04 Lip 2008
 Zobacz profil autora
~Dobrawa~
Beast of Desire


Dołączył: 26 Cze 2007
Posty: 2675
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Dark Kingdom

   

wiesz, że uwielbiam tak do ciebie mówić, prawda?? *wiesz??*
mam cie tak nawet na gg zapisaną :-* <szatański uśmieszek*
Post Pią 16:46, 04 Lip 2008
 Zobacz profil autora
Yoshimitsu
Pink Killer


Dołączył: 30 Cze 2008
Posty: 864
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgorzelec/Wrocław

   

eeeej... tylko nie tutaj, kastrujcie się CBox-ie...ale proszę nie tutaj... Ametyst się z krwią nie komponuje
Nanaki, jak mogłaś uratować wujka Sugi? no i co teraz będzie... reszta będzie zazdrosna, a jeśli się o dzieci nie daj Mana (żeby nie napisać "nie daj Boże") postarają to to już w ogóle hańba będzie...
Post Pią 16:49, 04 Lip 2008
 Zobacz profil autora
Nanaki
Closer to Ideal


Dołączył: 03 Mar 2007
Posty: 3638
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Rainbow Kingdom

   

Odchodzę. Nie zniosę tego dłużej. *dramatyczna poza*
Tylko daj mi czas do wypłaty... xD

Boże. Kto chce dzieci produkować? GACKT!?


Ostatnio zmieniony przez Nanaki dnia Pią 16:49, 04 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Post Pią 16:49, 04 Lip 2008
 Zobacz profil autora
Yoshimitsu
Pink Killer


Dołączył: 30 Cze 2008
Posty: 864
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgorzelec/Wrocław

   

*spada z krzesła i z podłogi, turla się po dywanie, wstaje i usiłuje zachować spokój* aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaahahahahahah
*no to by było na tyle z powagą*
Gackt? dzieci???! A czym???!!!!!
Post Pią 16:53, 04 Lip 2008
 Zobacz profil autora
~Dobrawa~
Beast of Desire


Dołączył: 26 Cze 2007
Posty: 2675
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Dark Kingdom

   

pewnie tak...
Ale ale! koniec off topa xD przenieśmy się do c-boxa czy jak to się tam zwie xD
Post Pią 16:54, 04 Lip 2008
 Zobacz profil autora
Nanaki
Closer to Ideal


Dołączył: 03 Mar 2007
Posty: 3638
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Rainbow Kingdom

   

Gackt ma protezę. Nie wiem, czy wiesz, Imitsu-kun. ~~
Ale ok. Koniec offa.
Post Pią 16:56, 04 Lip 2008
 Zobacz profil autora
Yoshimitsu
Pink Killer


Dołączył: 30 Cze 2008
Posty: 864
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgorzelec/Wrocław

   

Pulsujące ciśnienie, przeradzające się w przeciągły ultradźwięk towarzyszyło mu przez całe popołudnie, które Heath spędził w jego mieszkaniu. Nieubłagany czas popychał zegarowe wskazówki, które z każdą sekundą przybliżały muzyków do umówionego spotkania. Męcząca dławiąca bezczynność, którą zabijała tylko wibrująca w powietrzu cisza, kołacząca się jak uwięziona pod abażurem lampy ćma. Irytując i doprowadzając do szaleństwa. Znowu ten sen. Yoshiki nie mógł oderwać od gościa wzroku. Badał każdy jego cal starając się zapamiętać jak najwięcej. Oczy, znacznie bardziej niż niegdyś zarysowane kości policzkowe, zniszczone włosy, skóra, dłonie coraz bardziej przypominające w jego odczuciu papirus. „starzejesz się Hoshi” cisnęło się na usta... „przecież jestem starszy... no właśnie, mi wolno krytykować” uśmiechnął się sam do siebie i utkwił wzrok w butach basisty, który zamarł z kubkiem herbaty w dłoniach. Siedział nieruchomo już od jakiegoś czasu, ale perkusista nie miał okazji tego zauważyć, zagubiony we własnych przemyśleniach.
-na nas już czas – mruknął bardziej do siebie odstawiając naczynie na stół. Uniósł się z fotela i spojrzał w dół na pogrążonego człowieka, którego ego raptownie spadło tuż po przebudzeniu i, budząc w nim samym przerażenie, bezustannie ulegało obniżeniu... Zacisnął na ułamek sekundy powieki i wstał po czym nienaturalnie szybko ruszył w kierunku wyjścia. Pokiwał przecząco głową w kierunku Arashi. Jaki był słaby... jak łatwo jest zgrywać niewzruszonego, niedostępnego idola mas, gdy na sąsiedniej szalce postawi się chęć zaimponowania samemu sobie. „Odrzucam cię, słyszysz? Nie chcę cię już, uciekaj moje sumienie... naucz mnie żyć, porzucać i kochać bez siebie. Najpierw dajecie mi wszystko... później kolejno odbieracie. Ale ja się nie zmieniłem. Nadal jestem sobą, tak samo wyglądam, mówię tym samym głosem...”
„nie wszystko jest takie jak to przedstawiasz Yo, nie dostałeś wszystkiego...Nigdy wszystkiego nie miałeś, ale Wszystko ci zabrano, zanim zdążyłeś zauważyć, że to Wszystko leży w twoim zasięgu...Szukaj teraz czegoś innego. Skoro Wszystkim podzieliłeś się z całym światem oznacza, że jesteś pełny sprzeczności... Trzeba było trzymać swoje Wszystko przy sobie. Zostawił was, zostawił nas... Obudź się! Zostawił Ciebie samego... Trzeba było zrobić to samo... Nieudacznik, upadły Arystokrata, kim chcesz być teraz? Trzeba było uciekać, póki nie wszystko rozumiałeś... Trzeba było... A teraz męcz się, chciałeś sławy...to ją masz! Przez własną głupotę. A teraz trzeba uważać... Wszystko, w jednej chwili będące tuż obok, w drugiej, spaceruje tuż nad tobą... patrzy...”
Przerażony własnymi myślami... Jak perfekcyjnie opanował sztukę wywoływania u siebie paniki...”Czy rzeczywiście to widzisz?” a w głębi duszy modląc się o nie uzyskanie odpowiedzi. „nic się nie zmieniłeś... tylko usta, łatwiej wyrażają melancholię... Yoshiki... oczy...oczy...”
Droga wydawała się nieprzyzwoicie długa. Mijane skrzyżowania, uliczki, szarzy ludzie w szarym mieście, odcinający się nicością na szarym firmamencie nieba. Zbierało się na deszcz... Gęste chmury sprawiały wrażenie, jakby miały się zaraz urwać z cieniutkich niteczek na których ktoś pozawieszał je na niebie.
- Hiroshi? Myślałeś o tym wcześniej?
- Pytasz czy się boję? – parsknął krótko – Baka Yo, mam przez te twoje pomysły wrzody, zgagę, reumatyzm i chroniczny ból zęba. Do tego dochodzi drżenie rąk i ogólne skrajne wyczerpanie... ale czy się denerwuję? Nie, skąd. – patrzył przed siebie. Utkwiłeś zmieszane spojrzenie w sznurówkach swoich czarnych, wypastowanych butów i mimowolnie zastanowiłeś się czy mimo wszystko nie lepiej było ubrać coś brązowego...
- Wiesz... będziesz się śmiał, ale... Hoshi? Myślałeś o Nim? Jak to będzie teraz wyglądało... gubię się. My...ja... – nie potrafił ułożyć jednej całości... nie potrafił przekazać swoich wątpliwości... a tak bardzo chciał się nimi z kimś podzielić – myślisz, że On wie co my chcemy?
- Hayashi Yoshiki...przestań... zrób coś dobrego i się zamknij... wytrzymałeś bez gadania 10 lat to wytrzymaj jeszcze 10 minut i sobie zaraz pogadasz... – odwrócił się do zmieszanego lidera. Westchnął lekko – nie chcę być złośliwy, ale to nie jest odpowiedni temat, i lepiej żebyś, jak już koniecznie musisz, poruszył go na trzeźwo... potem możemy się pozabijać i nic z planów nie wyjdzie...
- Głupi żart – skwitował dosadnie wydymając usta – możemy nie rozmawiać o zabijaniu?
- Sam zacząłeś, Hayashi, chcesz wysiąść? Ja cię naprawdę mogę wysadzić i dalszą drogę odbędziesz piechotą, a że to jeszcze kawałek drogi, będziesz mógł przemyśleć swoje zachowanie. Chcesz kanapkę?
-dzięki, zostanę. – do końca starał się nie odzywać...
Heath jeszcze długo żałował swoich słów. Zaczynało padać, lekka mżawka... z tych co utrzymują się przez długie godziny, a niekiedy dni. Pogoda jednak nie przeszkadzała, tym razem płakała samotnie, nikt nie będzie płakał, nikt
„kiedy będziesz chciał uciec, powiedz mi o tym... ucieknę razem z Tobą...
kiedy będziesz zły, tak, że będziesz chciał krzyczeć, przyjdź do mnie... nie obiecuję, że Cię zrozumiem... ale spróbuję...
kiedy nie będzie mnie obok, przyjdź do mnie najprędzej jak potrafisz, mogę Cię wtedy potrzebować...”
„nie usłyszałem...”
Morie obserwował kontem oka przyjaciela ukrywającego twarz w dłoniach, kiwającego się miarowo w tył i przód. Roztoczył wokół siebie niewidzialną barierę żalu i złości...
„nie usłyszałem... nie usłyszałem...”
„nic się nie zmieniłeś, dlaczego płaczesz... przecież tu jestem, jeszcze bliżej niż wtedy, płaczecie wszyscy... ale ja nie płakałem... jestem z Tobą, czujesz...?”
- ...czujesz?
- c-co? – wyrwał się nagle z zadumy.
- o czym ty znowu tak myślisz? – zjechali na pobocze. Patrzył na ex-lidera z nieudawanym zdziwieniem i budząca się ponownie fascynacją. Ujął jego podbródek w dłoń i przechylając zapuchniętą twarz przyglądał się jej krytycznym okiem. – ciekawie wyglądasz, ale ja nie wiem... jakoś tak siebie nie przypominasz. – mistrzowskie zagranie. Towarzysz wyszarpnął się i uderzył głową o zagłówek.
- spadaj Hoshi. – oparł czoło o szybę. Dlaczego hoshi jest Hoshim... nie było jeszcze Arashi...
- pamiętasz... nie będę ci nic psuł. Zmieniłeś się... trochę. Zapomniałeś o swoim starym Hiroshim? – na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech.
-... – poderwał się i chwycił twarz basisty w obie dłonie – nigdy nie zapomniałem i nie zapomnę. Jak możesz tak mówić, nie bądź okrutny. Ja chciałem... chciałem Hoshi... – oparł głowę o czoło mężczyzny, obaj spoglądali na jasne kosmyki prostych włosów będących barierą między ich spojrzeniami. Hiroshi utkwił wzrok w rozchylonych wargach muzyka, którego dłonie przeniosły się na jego kark.
- Coś jeszcze? Bo nie wiem czy czekać czy może mogę już ruszyć dalej. – odpalił po chwili podczas której najwyraźniej nie oddawał się racjonalnemu myśleniu.
- jedź. Nie masz mi już nic do powiedzenia? Tym razem ty zacząłeś... cóż...ja cię chyba nie mogę wysadzić – obaj parsknęli śmiechem. – ty też pamiętałeś. – skwitował na widok czerwonej róży, która pojawiła się w ręce basisty
- chciałem dać ci ją wcześniej... ale nie wiedziałem o tej dziewczynie.
- Zrozumie to. Ona wie... i nie zaprzeczyła. – przyjął kwiatek i delikatnie zaczął rozdmuchiwać płatki – kiedyś na kwiatach się nie kończyło... przepraszam... – odwrócił wzrok.
Basista przysunął się bliżej, blondyn poczuł ciepłe wargi na policzku. Strząsnął włosy tak żeby zasłaniały twarz...do końca drogi wyglądającą jak dziób zdziwionej sowy.
„nic... zrób coś beze mnie...chyba dasz radę?”
„nie wiem...maczałeś w tym palce? Pamiętaj... Ty się już nie zestarzejesz... ja mam jeszcze czas na załamania”
„na mnie nie patrz...to nie ja^^”

Stanęliście na tyłach magazynu... Deja vu...? drzwi wydawały się jednak mniejsze, schodki jednak niczym się nie różniły.
- Odłóż ten temat, nie roztrząsajmy tego od początku – cichy głos zza drzwi. W korytarzu dobrze były słyszalne wszelkie odgłosy. – nie wiemy czy się pozbierał, nie, nie warto. Omińmy to.
- To po co tu do cholery jesteśmy? Bo miał jakieś chore urojenia! Mam dosyć, przypomniało mu się! Nie wierzę, pazerna wrona! To nie ma już nic wspólnego, rozumiesz?! – droga znów zaczynała się wydłużać. Zimno płytek, surowych ścian i zimnych słów... Ołów wypełniający z każdym kolejnym słowem wnętrze, umysł...
Zdecydowanym ruchem otworzył drzwi „kto tu jest pazerny?! Bydlak, serce z kamienia, egoista... nie mam już prawa... do czego? Do Niego to ja miałem największe prawo!”. Odepchnął Tochiego od siebie, ani myślał się witać, wziął zamach... poczuł, jak ktoś chwyta z tyłu jego rękę i odciąga od wokalisty
- Odejdź znowu! No, co tu jeszcze robisz! Spieprzaj sukinsynu!!! – wyzwiska przerywał nieartykułowanymi wrzaskami. Łzy gęsto spływały po twarzy... szyi, aby zaginąć w kołnierzu koszuli. Morie obrócił go w swoją stronę i przytulił całym sobą uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Wyrywał mu się, nie mogąc pogodzić z obłudą jaką napotkał. – zabieraj się, tym razem znowu winę zwal na mnie! Świetnie!
- Zostaw...mówiłem, zostaw. – usypiający głos rozniósł się po pomieszczeniu – Toschimitsu, przesadzasz, Yoshiki...jeśli to naprawdę ty to... przestańcie...nie po to jechałem taki kawał, żeby oglądać jak na siebie wrzeszczycie. Jeszcze zdążycie.
Heath siedział z wtulonym w siebie pianistą, starając się wysłyszeć słowa pomiędzy kolejnymi falami wulgaryzmów rzucanych w kierunku wokalisty. Kiedy udało im się wspólnie dojść do sedna zastała ich późna noc. Przesiąknięci złością, wzajemnym żalem i pragnieniem przebaczenia. Wrócili. Wszyscy. Tak jak miało być od samego początku...


„nie pomyślałeś kiedyś żeby kupić coś z dużymi kieszeniami?”
„dlaczego Ty znowu się wtrącasz?”
„pomyśl czy masz gdzie schować czasami ambicję, to przydatna umiejętność”
„nie widziałeś tego?! On, on... to przez niego! Przecież wiesz. Dlatego Cię tu teraz nie ma.”
„nie. Moja mała Iskierko. Jestem z Tobą. Nie musisz nic im udowadniać. Atakując się nawzajem nie dojdziecie nigdy do żadnego kompromisu. Złośliwością oddalacie się ode mnie”
„ale oni mi zabrali Ciebie...nie płaczę... dlaczego? Teraz jest dobry moment...”
„nie jest. Płaczem nie osiągniesz mojej przychylności. Czego byś nie zrobił – będę obok, będę z wami... będę z Tobą. Jak mnie znajdziesz? To proste... poszukaj”

Zasnąłeś wtulony w ramię Hiroshiego, lekko gładził ramiona i włosy, czułeś jego ciepły oddech owiewający skórę gdy lekko muskał ustami twoja twarz, wiedział kiedy się przebudziłeś, obróciłeś głowę tak, że wasze usta znalazły się naprzeciw siebie. Motto...pocałunek był długi, delikatny... leniwy, tak jak ty teraz. Motto... jeszcze jeden, i kolejny...coraz dłuższy, nie liczyło się nic wokół. Położył cię swobodnie na plecach sam układając się wyżej, zachowując odpowiedni dostęp do twoich ust, tak cicho... tylko oddechy pozostałych... Motto...błyski lamp przejeżdżających samochodów swobodnie tańczyły na gładkiej powierzchni szklanych naczyń. Motto... Przesunął się niżej, dotyk mokrego, ciepłego języka na napiętej skórze, wygiąłeś się w łuk, wbijał delikatnie palce między żebra, ssał sutki, wodził lekko palcami po brzuchu...poczułeś rozpinany zamek spodni „nie, proszę...”zaszeptałeś nieprzytomnie. „nic ci nie zrobię, obiecuję...Ćśiii... spokojnie...”uspokajający głos, jakże podobny do tego sprzed 10 lat... „już...dobrze...mmm.....nie bój się...już...mmm....”. nic... „no i w co ja się teraz przebiorę?” twoje pytanie wyraźnie go rozbawiło. „mam to zdjąć? Oni się rano obudzą...” nie czekał, aż dokończysz...pozbył się twojego ubrania, otulił dokładnie ciepłą kołdrą... uroki wieloosobowych pokoi... zawsze znajdzie się czegoś nadmiar. Objął cię jak ukochanego pluszaka...nie poruszyliście się aż do rana.
„nic się nie zmieniłeś... tylko te twoje oczy... takie bez wyrazu…”
„znikaj. Ależ ty masz wyczucie chwili.”
==’
Aż do rana... tańcząca ametystowa dusza, splątana w budzącej się Jasności, szukała Wszystkiego na nieosiągalnym niebie…


Ostatnio zmieniony przez Yoshimitsu dnia Wto 13:15, 08 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Post Pią 20:16, 04 Lip 2008
 Zobacz profil autora
~Dobrawa~
Beast of Desire


Dołączył: 26 Cze 2007
Posty: 2675
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Dark Kingdom

   

Oh...T_T wiesz że cię za to kocham?? ^_^
Znowu zagmatwane i znowu mi się cholernie podobało, szczególnie końcówka...^_^"I ta ametystowa dusza <3
Post Pią 20:35, 04 Lip 2008
 Zobacz profil autora
Nanaki
Closer to Ideal


Dołączył: 03 Mar 2007
Posty: 3638
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Rainbow Kingdom

   

Heath...
Och, mnie też się podobało. A jakżeby nie inaczej?
Post Pią 20:51, 04 Lip 2008
 Zobacz profil autora
Yoshimitsu
Pink Killer


Dołączył: 30 Cze 2008
Posty: 864
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgorzelec/Wrocław

   

no i moje pytanie: ile postaci tu występuje, wymień przynajmniej 6. czekam.
ja ciągle czekam... tak się rozpędziły, a teraz nic, nawet nic nie napiszą... ja wiem, że wam ten fic mowę odebrał^^ ...


Ostatnio zmieniony przez Yoshimitsu dnia Nie 17:02, 06 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Post Sob 16:07, 05 Lip 2008
 Zobacz profil autora
Shadow
Psychiatra


Dołączył: 03 Mar 2007
Posty: 3430
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z chaosu

   

Zagmatwane, chaotyczne, przez większość nie wiedziałam w ogóle, o co chodzi... Ale i tak mi się podobało Yellow_Light_Colorz_PDT_03 Naprawdę. Podobają mi się wszystkie Twoje przenośnie i porównania. I dziób zdziwionej sowy xD
Ostatnie zdanie pięknie wyszło <3
Post Nie 19:49, 06 Lip 2008
 Zobacz profil autora
Yoshimitsu
Pink Killer


Dołączył: 30 Cze 2008
Posty: 864
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgorzelec/Wrocław

   

no tak... dzięki za pocieszenie...^^' przepraszam za to zagmatwanie itd... składnia i kompozycja się posypały przez zbyt krótkie zdania... (miało być realnie, a skoro Yo nie jest do końca normalny to i fic się uirracjonalnił)jak będziecie ciekawe o co tu chodzi to mogę na pm wszystko dokładnie wyjaśnić...
różnice w narracji zastosowana aby rozróżnić rzeczywistości (oraz noc i dzień)
w "" rozmowy Yo z własną podświadomością na samym początku, potem dialogi z hide.
Post Pon 15:28, 07 Lip 2008
 Zobacz profil autora
Yoshimitsu
Pink Killer


Dołączył: 30 Cze 2008
Posty: 864
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgorzelec/Wrocław

   

poprzednia część została nieco zmieniona. mam nadzieję, że teraz coś się rozjaśni.
a oto następna, nie będę się już ociągać

Wraz ze wschodem słońca miała wzejść rewolucja początku nowej rutyny, której mięli się stawić... dla Pamięci Legendy, oraz, mimochodem, podbudowania własnej zakurzonej wartości... kto mógł wiedzieć co w tej chwili każdy z nich stawiał na pierwszym miejscu... Podreperować upadającą karierę przy okazji ładnej okrągłej rocznicy, zakleić dziury w budżecie, i oczywiście poddać się skrupulatnej konserwacji swojej zewnętrznej powłoki. Czyż nie warto było poświecić się dla dobra ogółu? Kto by się miał teraz zastanawiać, czy oby własne ego nie wymknie się spod kontroli?
Legenda natomiast radziła sobie wprost rewelacyjnie. Pozwalając wyciągać z życiorysu co ciekawsze epizody i do woli manipulować wizerunkiem. Nareszcie w pełni razem. Znowu staną w piątkę, znowu Go zobaczą.
- Znowu? Zejdź na ziemię.
- No przecież jestem. Tak to wygląda i póki co nie wiem jak to zmienić
- Nie, ja nadal czegoś nie rozumiem.
- A co tu jest do rozumienia? Ja nie wiem jak się do tego zabrać – zadrżał w suchawce roztargniony głos – może wtedy by było łatwiej.
- Wtedy? A kiedy dokładnie? Ach... wtedy? No tak – zabrzmiała ironia – jeżeli chciałeś się ładować w liczny związek bez perspektyw to i owszem.
- Przecież wiesz, że to nie tak...
- A jak? Mogliście to rozbić, ale mimo wszystko gratuluję, że tyle czasu się ukrywaliście.
- To nie tak! Mówiłem ci już! On wiedział, że jest Morie!
- ...
- Jesteś tam?
- ...
- świetnie
- Hej! Czekaj, jestem. Wiem już, wiem. Nie musisz tyle razy wałkować. Ale skoro już wcześniej wiedziałeś, ze nic z tego nie będzie to po co robiłeś mu te nadzieje?
- Bo się bałem, że nie będzie nikogo jak już zostanę sam...
- Ale sam mówisz, ze cię nigdy nie zostawił. Poza tym trzymając obu niszczyłeś mu jakiekolwiek nadzieje na ułożenie sobie czegoś normalnego Zdecyduj się. To o kim my w końcu rozmawiamy, bo wiesz, pogubiłem się trochę...
- Aaaaaaaaaghhh...
- No i co krzyczysz. Zostawiłeś najbliższego kumpla, u którego „znalazłeś ciepło, którego wam zabrakło”, robiłeś mu nadzieje a i tak zostałeś z Pinku, tak? Chociaż wiedziałeś, że to nie będzie wieczne bo on chciał rodzinę założyć A teraz nagle się zreflektowałeś i ...a właściwie co się poza tym nie ułożyło? Bo ja nie wiem chyba...- - - Pata?
- Hmm...?
- NIC!
Po drugiej stronie rozległ się przeciągły dźwięk przerwanego sygnału. Pata popatrzył chwilę na milczącą słuchawkę po czym z rezygnacja odłożył ją z powrotem na miejsce.
- Co? – zapytał skulony w fotelu obok Heath.
- A jaka odpowiedź cię usatysfakcjonuje?
- Taka co rozjaśni chociaż trochę to co się dzieje...
- No to będziemy trwać w niewiedzy – mądrze teraz wyglądał... z resztą, jak zawsze. Inteligentna, spokojna twarz z zawsze wesołymi ciemnymi oczyma, w których zachowały się pogodne iskierki... jak wtedy kiedy spotkali się razem. Nie było jednak z nimi Yo. Pata nie lubił kiedy kogoś brakowało i przyniósł ze sobą wielkiego rudego kota, który miał zlikwidować tą lukę. Kazał wtedy przywitać się z kociakiem utrzymując ze dzięki niemu są tu wszyscy razem.
- Kamisama... – westchnął ciężko opierając łokcie o kolana. – przecież może wrócić. To się jakoś ukryje przed ludźmi. Przecież są sposoby, nie będziemy się z tym obnosić... może gdybyśmy byli młodsi...
- Hiroshi, nie wiem jak tłumaczyć jego zachowanie. Jest rozbity. Zaczęliśmy układać sobie życie na nowo i teraz wracamy do przeszłości. Kiedy my pogodziliśmy się z tym wszystkim i rozeszliśmy do własnych spraw, on się zaszył przed ludźmi i pielęgnował najboleśniejsze wspomnienia. – Heath przeniósł się na większy mebel.
- Wiec... proszę... – opadł na oparcie sofy i wbił wzrok w sufit – ... – poderwał się i popatrzył mu w oczy – on mnie tak gnębi od prawie 30 lat. Nie pomaga swoją dziwaczną uległością. Najpierw w tamtym pokoju i po konferencji... Pata, on za Nim tęskni... wiem o tym i dlatego nie sprzeciwiam się temu co robi, ale z drugiej strony... ja nie chcę żeby znowu do mnie przed Nim uciekał. Nie chcę znowu widzieć jego bólu, znowu patrzeć na jego rany... – napotkał pytające spojrzenie gitarzysty – nie o tamte mi chodzi, tylko o te, które tworzą się teraz. Chociaż... nie wiem co jest gorsze.
Położył się na sofie jak u psychoanalityka nie mogąc nic więcej z siebie wydobyć. Wspomnienia chmarą przedzierały się do jego przemęczonego umysłu.
**********************************
- WRÓĆ TU!!! Drzwi są zamknięte... a kluczyk mam ja. – zaśmiał się drwiąco machając trzymanym w ręku kluczem.
Podszedł do siedzącego pod drzwiami blondyna, wpatrującego się szeroko otwartymi oczyma w przyjaciela. Wypełniło go nieme przerażenie nie pozwalające nawet krzyknąć. „nie znowu, nie to samo” szeptał w duchu „otwórzcie drzwi... przecież ktoś musi to słyszeć. Proszę, niech ktoś otworzy!”
- No i co zrobisz? Nic. Będziesz teraz grzecznie siedział a ja pomyślę co ci zrobię. – zdjął kraciastą kurtkę i pociągnął łyk ze stojącej na krześle butelki. – boisz się? – oczy zaszły mu mgiełką łez – nie...NIE! Nie zgodzę się na to. – na przemian podnosił i zniżał głos a łzy wolno zaczynały przedostawać się na zewnątrz – DO CHOLERY! NIE! Nie chcę, nie bój się mnie, słyszysz? SŁYSZYSZ?! – wywrzaskiwał potrząsając ciałem perkusisty nie będącego w stanie jakkolwiek się obronić.
Puścił go i wstał, ponownie chwycił szklane naczynie i opróżnił je do końca. Popatrzył kontem oka na zwiniętą postać pod drzwiami po czym zamachnął się i rzucił w jej kierunku pustą butelką. Rozbiła się kilkanaście centymetrów nad głową ofiary. Maleńkie drobiny szkła opadły na ramiona i wplątały się we włosy. Spróbował się poruszyć i przedostać w jakiś zakamarek, schować się za czymkolwiek. Ciało wydało się jednak cięższe niż zazwyczaj. Większe kawałki szkła wbijały się w nogi i pozostawiały tam krwawe wspomnienie kolejnego koncertu.
- Nie uciekaj... gdzie jesteś? GDZIE JESTEŚ?!!! – wywrzaskiwał przez łzy znakomicie widząc zwiniętego pod stołem przyjaciela... przyjaciela? Ale... – tutaj... i pewnie wydaje ci się – chwycił oburącz krawędź stołu wywracając go wraz z zawartością – ZE CIĘ TU NIE ZNAJDĘ! WRACAJ ŁACHUDRO! – wziął do ręki drewniane krzesło po czym zaatakował nim rozpaczliwie szukającą drogi ucieczki zdobycz.
W tym momencie drzwi otworzyły się wpuszczając do środka trzech ludzi z ochrony. Otoczyli napastnika torując drogę okaleczonemu pianiście. Kiedy opuszczał pokój gitarzysta zdążył jeszcze chwycić stojące na blacie lustro i rzucić nim w jego kierunku. Podobnie jak butelka rozprysło się w drobny mak znacząc na drzwiach liczne wtłoczenia... Yoshiki wyczołgał się wpółleżąc z pokoju, wstał i chwiejnym krokiem szukał po omacku poręczy schodów. Pierwszy... drugi... nie czuł nóg. Nadepnął na oberwany fragment nogawki, potknął się i z głośnym trzaskiem spadł ze schodów. Zatrzymał się na szerokim stopniu, tam gdzie schody zakręcały tworząc małe półpiętro. Uniósł się niezdarnie na wyprostowanych rękach, jednak ciało przeważyło go i sturlał się na sam dół. Chwilę leżał nie mogąc odzyskać pełnej świadomości. Czuł obite plecy, pokaleczone nogi, a na dobrą sprawę nic nie czuł, nie będąc w stanie wyznaczyć dokładnego źródła bólu, przepełniającego całe ciało, od stóp po opuszki palców dłoni. Przetoczył się na bok i spróbował wstać. Oparł się ramieniem o ścianę asekurującą przed upadkiem i wyznaczającą drogę. Szukał na oślep kolejnych drzwi. Tak jak się spodziewał, były otwarte. Zawsze były otwarte kiedy to się działo, zawsze wiedział gdzie uciekać... A gdyby nikt nie przyszedł? Gdyby nikogo nie było?
W pomieszczeniu panował niczym nie zmącony mrok. Jedyne światło docierało z zewnątrz przebijając się przez szparkę pomiędzy ciężkimi zasłonami, tworząc idealną harmonię. Zamknął drzwi i oparł się o nie ciężko. Przywitał go wyłącznie oddech podchodzącego bliżej basisty. Patrzył na niego zatroskanymi oczyma, ujął dłoń pianisty i pozwolił by ten opadł bezwładnie na jego ramiona. Wziął go na ręce i położył na łóżku. Zapalił małą stojącą obok lampkę i delikatnie zaczął oczyszczać rany. Czekał aż się przebudzi. Napełnił wannę ciepłą wodą i zatroszczył się wcześniej o ogromny bukiet róż. Zdjął z szafki lampkę i położył go na jej miejscu tak, żeby był pierwszą rzeczą jaką perkusista zobaczy po przebudzeniu.
Pogładził delikatnie policzek niemal przebudzonego mężczyzny, będącego jeszcze na granicy jawy i snu. Uchylił powieki i spojrzał, jak to było w planie, na kwiaty. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Wyciągnął rękę w ich kierunku i pogładził płatki.
- Piękne. Dlaczego zawsze mnie tak przyjmujesz? – zapytał nie patrząc na basistę.
- Bo jesteś cudem, a cuda potrzebują odpowiedniej oprawy. Lubię patrzeć jak się nimi cieszysz. – zdjął z niego podarte ubranie, ponownie wziął na ręce i zaniósł do łazienki. Woda była cudownie ciepła. Momentalnie jednak przybrała różowawy odcień, na co Morie lekko się skrzywił... – czujesz je? Te rany?
- Teraz już nie. – rzekł z zamkniętymi powiekami.
Poczuł za to przyjemną woń róż. Gdy otworzył oczy gładka powierzchnia wody była pokryta grubą warstwą różanych płatków. Pozwolił się opleść ich aromatowi. Uniósł kilka na dłoni wyciągając w stronę stojącego nad nim muzyka.
– po co to robisz? Nie walczycie o mnie, prawda? – w jego głosie zabrzmiała nuta przerażenia.
- Nie. Ja nie walczę. Wiem, że nie chcesz nic zmieniać. – ujął jego dłoń i pocałował - Chcę ci tylko osłodzić życie i nacieszyć się twoim uśmiechem. Odbierasz mi pewność siebie...wiesz? – Yoshiki westchnął głęboko i obdarzył basistę szerokim uśmiechem.
- Mogę sam wstać?
- Wykluczone. – zwilżył dłoń wodą i przejechał nią po ramieniu pianisty, usuwając resztę zaschniętej krwi. Rozpuścił dotąd wysoko związane włosy kolegi i delikatnie je zmoczył usuwając pozostałości po butelce. – reszta opadnie po czesaniu – uśmiechnął się do niego po czym zanurzył ręce ponad łokcie. Yoshiki poczuł ciepło rąk unoszących go łagodnie i kładących na ułożonych na podłodze ręcznikach. Nawet nie zadał sobie trudu, żeby usiąść. Leżał udając obojętność, zatapiając się w dotyku Morie’a. Znowu na jego ramionach i ponownie w ciepłym łóżku. Spoglądał na leżące obok kwiaty napawając się ich wonią, ciesząc nimi zmysły. Ani jednego kolca, czyżby nie wiedziały co jest istotą bycia róż?
- Dlaczego są czyste?
- Nie będę ci dawał kwiatów z kolcami. Przez przypadek możesz się nimi zranić, a to byłby dla mnie wielki ból. Miałbym świadomość, że to przeze mnie. I taka mała ranka by mnie męczyła aż do momentu całkowitego zagojenia... najmniejsze rany potrafią się najdłużej goić...wiesz?
Odpowiedział mu jednak tylko cichy oddech. Uniósł jego ciało tak, żeby przypadkiem nie zakłócić płytkiego jeszcze snu. Usunął poprzylepiane do ciała mokre, długie włosy, „będzie je musiał jutro rozczesać”. Rozdzielił je na połowy i ułożył na ramionach perkusisty. „Jaki ty jesteś cudowny” pomyślał siadając na krawędzi łóżka. „Jak można cię tak traktować?.. jak tak wrażliwe stworzenie może aż tak kochać..? Spalać się nie zajmując się przy tym żywym ogniem? Żyj dla Niego, a ja będę się cieszył twoją radością.”

A potem nie widziałem już twojego uśmiechu.
Tamtego ranka znów słyszeliśmy wrzask rozpaczy.
Ale wtedy w pokoju byłeś sam.
*******************************************


Ostatnio zmieniony przez Yoshimitsu dnia Wto 14:54, 08 Lip 2008, w całości zmieniany 2 razy
Post Wto 13:31, 08 Lip 2008
 Zobacz profil autora

Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu
Forum Jump:
Skocz do:  
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa).
Obecny czas to Pią 16:36, 19 Kwi 2024
  Wyświetl posty z ostatnich:      


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB: © 2001, 2002 phpBB Group
Template created by The Fathom
Based on template of Nick Mahon
Regulamin