forum o j-rocku :: Przegląd tematu - X-Japan by YoM (YoxHeath)
Autor Wiadomość
Yoshimitsu
{postrow.L_MINI_POST_ALTWysłany: Nie 21:18, 24 Sie 2008    Temat postu:

moje ego upadło.
ten fic rzeczywiście jest denny i beznadziejny W mur
nadrobiłam braki... opierdalator już nie będzie uke. jest głąbem i musi ponieść tego konsekwencje... poza tym spełniłam prośbę jednaj z Was;))
tylko dokończę rozdział, prześle mojej kochanej becie i tu rzucę
buziak kochane moje:***
Nanaki
{postrow.L_MINI_POST_ALTWysłany: Pią 17:48, 22 Sie 2008    Temat postu:

Czekamy, czekamy. Znaczy, ja na pewno! Dobrawa pewnie też, więc...
Yoshimitsu
{postrow.L_MINI_POST_ALTWysłany: Pią 16:58, 22 Sie 2008    Temat postu:

nie zabijaj...Ciebie???^^ Ciebie nie^^
mi też już na uke nie wygląda... co to za takie wulgarne uke???
kto by tam takiego chciał, co to trzeba uważać, żeby z czymś nie wyskoczył.. poza tym coraz mi trudniej pisać o jego emocjach itp...
zawsze mogę sie za coś nowego wziąć...
poza tym mamy błąd w tytule tematu.. powinno być (gdyby się trzymać Heatho-seme) Heath x Yo... wiec trzeba będzie coś tutaj przerobić...
ale tego straasznie dużo wychodzi...
~Dobrawa~
{postrow.L_MINI_POST_ALTWysłany: Nie 23:29, 17 Sie 2008    Temat postu:

Yoshiki...uke...hmmm...po tym co ostatnio obejrzałam *po raz setny* na youtubie, gdzie Yo występuje w roli totalnego opierdalatora mi nie pasuje Yellow_Light_Colorz_PDT_03
Ale ok...*NIE ZABIJAJ!!!*
Yoshimitsu
{postrow.L_MINI_POST_ALTWysłany: Sob 20:57, 16 Sie 2008    Temat postu:

nie w dosłowny sposób, ale moment pewnego rodzaju śmierci mamy w planach. i mam nadzieję, że wszystko wyjdzie zgodnie z zamysłem.
chcieliśmy napisać coś co miałoby jakąś głębszą treść (co gryzie sie nieco z gatunkiem), ale nas to i tak nie zniechęca^^ fic się rozwija jak już napisałam i zmienia zupełnie. bardziej skupiamy się na odmianach filozofii życia (co jest widoczne w opisie granego utworu) dużo podtekstów, do których przydałoby się wytłumaczenie, albo przynajmniej słownik. jestem wyczulona na symbolikę i uwielbiam niedomówienia. jak widać jest wiele fragmentów w których "czegoś brakuje", wiem, że to jest męczące, ale zostawiamy odbiorcy wolną rękę w interpretacji (aczkolwiek ta najbardziej absurdalne jest najodpowiedniejsza). ten fic jest podobno "dziwny"... może dlatego, że obraliśmy nieodpowiedni rodzaj "literatury" na zabawę wymiarami (rzeczywistym i duchowym...)
Yo za stary? też wiem, dlatego opisałyśmy wspomnienie (żeby rozpisać coś z czasów, kiedy nie był jeszcze plastikowy^^)
jeżeli coś jeszcze będzie niejasne, proszę o pytania. chętnie wszystko wyjaśnię
Bułka
{postrow.L_MINI_POST_ALTWysłany: Sob 20:39, 16 Sie 2008    Temat postu:

Nawet nie to, Yoshiki mógł pasować na uke 60lat temu, teraz jest na to stanowczo za stary xD
*nie lubi jak coś się kończy* ..ale zabijesz kogoś, prawda? *w*
Yoshimitsu
{postrow.L_MINI_POST_ALTWysłany: Sob 20:13, 16 Sie 2008    Temat postu:

no tak, wiem już że nie pasuje, zwłaszcza po tym zdjęciu...
http://userserve-ak.last.fm/serve/500/5897365.jpg

ale za dużo było napisane, żeby to wszystko kreślić. w początkowym opisie "rzut" był dokładnie podparty emocjami, ale zrezygnowałam z opisu ponieważ wydawało mi sie że był nieco przesadzony i rzeczywiście napisany na siłę. ostatnie części powstały w bardzo ścisłej współpracy i widoczne są znaczne różnice w języku moim i Luny. dlatego występują "luki". postaram sie poprawić i więcej nie grzeszyć. dociągnę to do końca, a przy następnym, znajdzie sie Morie kogoś lepszego^^
Bułka
{postrow.L_MINI_POST_ALTWysłany: Sob 12:30, 16 Sie 2008    Temat postu:

Skończyłam czytać i jestem z siebie dumna. Początek był tragiczny, wszystko się ze sobą mieszało, brakowało przecinków i tym podobnych. Jeden wielki chaos.
Yasui wspomniała o lukrze, no ja nic słodkiego tam nie widziałam.. Niektóre sceny były przesadzone i niedopieszczone. Było coś, że Yoshiki cisnął gdzieś tym stołkiem, tak? W tym momencie odczułam drażniącą lukę, którą można było wypełnić większymi emocjami. Sprawiało wrażenie niedokończonego lub też pisanego późnym wieczorem na siłę.
Dwie ostatnie części owszem, poprawiły się. Zaczęły być przejrzyste. Nanaki napisała, że skupiacie się na odczuciach, ale w ostatniej części zaczęło tego brakować.
Mam sklerozę, mogło mi dużo rzeczy umknąć. >>
Edit.
No wiedziałam, że o czymś zapomnę. Mianowicie - Yoshiki nie pasuje na uke. xD
Yoshimitsu
{postrow.L_MINI_POST_ALTWysłany: Nie 0:52, 10 Sie 2008    Temat postu:

załatwiły byśmy, gdybyśmy wiedziały gdzie szukać... jasne, że by się przydało kogoś takiego mieć, ale nie wiedziałam czy zapytać...

Yo mruknął coś nachmurzony i popatrzył spode łba na Morie. Rozważał możliwość przysunięcia się bliżej. Mimo wszystko miał rację. Nie bolały jego słowa, a ostry ton w jakim je wypowiadał. Nie cackał się już w używanie nieobraźliwych słów. Nie starał się być delikatnym. Odpłacał się pięknym za nadobne i nie mógł mieć o to do niego żalu.
- Hoshi? Przepraszam.
- Za co? Pewnie nawet sam nie wiesz, więc nie przepraszaj za coś, w czym nie widzisz swojej winy – odparł chłodno.
- Swoją widzę tylko w tym, że było mi wtedy dobrze.
Basista popatrzył na niego z niedowierzaniem.
- Jak z Arashi...
- Co? – Wyrwało się mimowolne, ale jednak odpowiednie pytanie. – Dziwny jakiś jesteś.
- Jak z Arashi, to ta...
- Wiem, kto to jest. – Wpadł mu w zdanie. – Ale co to ma do siebie?
- Że kocham was tak samo... Wiem, że to dziwnie brzmi, ale ja nie widzę różnicy w byciu z nią i z tobą... No, może taką maleńką – dodał, napotykając rozbawione spojrzenie Hiroshiego.
- Jak to jest, że w ciągu kilku chwil twój humor może się zmienić o sto osiemdziesiąt stopni, potem wrócić i znowu się zmienić? Zapomniałeś o Nim znowu?
- Nie muszę już zapominać... On jest tam zawsze. – Położył wymownie palce na skroni.
- Mamy mało czasu. Wracamy?
- Ale nie do hotelu?
- Nie mamy po co tam wracać. Pewnie nikogo już nie ma.

Zarówno za kulisami, jak i na samej scenie, panował tłok porównywalny do tego na ulicy. Dziesiątki ludzi dokonywało ostatnich poprawek, przyklejało kable do podłoża, dostrajało sprzęt. Feralne siedzisko ponownie znalazło się koło szklanego fortepianu. Wrzaski i przekleństwa rzucane w siebie nawzajem przez klasę robotniczą, wypełniały przestrzeń odbijając się gdzieś głucho. Cała czwórka wpadła do garderoby tworząc jeszcze większe zamieszanie od tego, które panowało tam wcześniej.
- Znowu spóźnienie – mruknął Deyama siadając na długim stole, ustawionym wzdłuż pomieszczenia. Zamachał nogami. – E! Hiroshi? Jak ścierka wyglądasz. Dużo będą mięli z tobą roboty – parsknął do siedzącego na podłodze muzyka, bawiącego się gitarą.
- Nie będą mieli, bo nie będzie miał kto się mną bawić. – Skwitował szarpiąc struny i wygrywając kolejny rytm. Deyama spojrzał na niego sponad ciemnych okularów.
- Ty chyba żartujesz...
- Będziesz się ze mną kłócił o fryzjera czy makijażystę? Pełna gama do wyboru, ale mi się nie chce gadać.
Z przeciwnej strony wydobył się wrzask Yoshikiego, krzyczącego na stylistę, który nie potrafił odszukać kolejnego płaszcza.
- Nie chcę nic błyszczącego, tak trudno zrozumieć?! Litości! – Zdjął z siebie kolejne ubranie i cisnął nim w zirytowaną dziewczynę. Odszedł obrażony, siadając naprzeciw wielkiego lustra długości ściany, ciągnącego się wzdłuż niżej osadzonego blatu. Pochylił się bliżej lustra oglądając dokładnie dzieło makijażystów.
- Zgodnie z listą, żadnych własnych inwencji, Yoshiki usłyszał? – Ustalał jeszcze Toshi.
- Usłyszał, usłyszał. I tak dałeś mi dosyć swobodne pole manewru – parsknął w odpowiedzi, z szerokim uśmiechem posłanym w stronę wokalisty.
- No, błędy młodości. – Odwzajemnił gest i mówił dalej: – Heath, to samo się tyczy ciebie. Żadnej samowolki, a jeżeli już to ma to być wcześniej uzgodnione.
- Uzgadniam samowolę. Pasuje? – zapytał niby przypadkiem, nie odrywając oczu od trzymanego w rękach instrumentu. Wszyscy w garderobie zawyli w okrzykach euforii, śmiechu i oklaskach skierowanych w stronę basisty, który też zaczął się lekko dławić tłumionym śmiechem.
- Hahaha, a ty jak zawsze błyskotliwy – odparł Toshi, nie burząc panującego w pomieszczeniu nastroju. – Heath, przebierz się.
- Ubrany, mamusiu. – Spojrzał zadziornie na Deyamę.
- Żarty się ciebie trzymają. Biały? Zwariował...
- Nie, czuję się wyjątkowo dobrze, zapewniam. Za to Tomu mógłby się jakoś w końcu wybić, a nie... W tym samym, w hotelu, na konferencje i koncert.
- Spadaj, lubię te spodnie – odpowiedział dotąd milczący muzyk, z dezaprobatą. – Poza tym, ty mógłbyś się chociaż spotkać dzisiaj ze szczotką.
- A po co? Mam czapkę. – Droczył się z gitarzystą Morie. – Zresztą... Do ciebie ta sama propozycja.
- Ale ja tak zawsze wyglądałem, a ty się jakiś taki zaniedbany zrobiłeś...
- Koniec. Mamy pół godziny i proponuję wykorzystać jakoś ten czas. – Spróbował wokalista, ale nie dali mu ostatniego słowa.
- Oni już niczego nie będą dzisiaj wykorzystywać, a zwłaszcza ten tam potargany pan mundurowy. – Mówiąc to, Yo wstał z miejsca i usiadł na podłodze obok Heatha. – No, chyba, że by już musiał... – Uśmiechnął się zadziornie i musnął basistę ustami w policzek.
- Nie będzie. Panowie, zbieramy się. – Deyama klasnął w ręce i wstał ze stołu. Podszedł do drzwi, pchnął je lekko robiąc przejście innym. Morie zatrzymał się w przejściu, wpuszczając Yo między siebie a Toshiego. Wziął jego twarz w dłonie i ostatni raz pocałował. Zaledwie przykładając jego wargi do swoich.
- Dosyć czułości. Ruszcie się. Przypominam, że szanowny pan zaczyna.
- Nie podskakuj, kaszalocie.
- Yoshiki, to było do mnie?
- Nie, do tego obok – rzucił już tyłem do Toshiego. Ruszył długim korytarzem zachowując odległość od Heatha, tak profilaktycznie. Stanęli pod tymi samymi stalowymi stopniami i weszli na scenę, pozostając w cieniu rusztowania. Yoshiki szarpnął Toshiego w swoją stronę.
- Ostatnio to ty mnie nosiłeś. – Zaśmiał się, a Toshi, niewiele z tego rozumiejąc, wlazł mu na plecy. Wyszli na scenę. Heath z Patą zajęli swoje miejsca na stopniach, prowadzących na wyższy podest sceny. Yo zrobił kilka obrotów, Toshi zszedł z niego i zaczął dialog z widownią. Zaczęło się na dobre...

***

Tyle lat wypracowywał umiejętność zachowania sprawności wszystkich zmysłów w podobnych okolicznościach. Tyle zagranych bezstresowo koncertów, bez nawet najmniejszego śladu tremy. Przejrzyste, jasne myśli i tysiące pomysłów na sekundę. Podszedł powoli do czarnego, połyskującego instrumentu i niepewnie zajął przy nim miejsce. Opuścił dłonie na klawiaturę... Dlaczego? Bo tak wypadało. Pierwsze dźwięki, klawisze naciskane zupełnie instynktownie. Łagodne dreszcze przechodzące wzdłuż palców przy każdym zetknięciu z białą, gładką powierzchnią. Sprzed oczu odsunęła się mgła, ukazując ogrom możliwości, które podsuwała niezupełnie okrzesana świadomość. Chcąc przekazać każdy dźwięk. Wyrazić melodię w której każdy interwał był równie ważny. Każdy fragment był tym najlepszym. Wszystkie emocje dążyły do wyrwania się z ciasnego, ograniczonego fizycznością ciała i wzbicia się wraz z dźwiękiem. Wyrywały się niemal rozszarpując ciało od wewnątrz... Spokój... Cisza... Najpiękniejsza muzyka. Przestrzeń wypełniła nieuchwytna materia. Nie liczyło się dla niej nic, oprócz osiągniętej wolności i dźwięku, który umożliwił jej ogarnięcie wszystkiego. Bez róż igrając z pokrewną barwą amarantu nad tłumem wpatrzonym w pozbawioną duszy istotę.
Amethyst...
„A, taki kamyczek?”
Nanaki
{postrow.L_MINI_POST_ALTWysłany: Nie 0:41, 10 Sie 2008    Temat postu:

Może załatwcie sobie betę?
Co do fika... Kilka błędów, ale i tak mi się bardzo podobało. Uwielbiam fiki pisane w ten sposób. *-*

edit.

Chodzi mi o to, że nie piszecie tak jak niektórzy, typu 'wstał, zjadł, zrobił to i tamto, umył się i położył spać'. Opisujecie to, co bohater czuje i myśli. W niektórych fikach tego brakuje...
Co do betowania... *podnosi łapkę do góry* ;>
Yoshimitsu
{postrow.L_MINI_POST_ALTWysłany: Sob 19:27, 09 Sie 2008    Temat postu: wytłumaczenie i kolejna częćś, niedługo koniec.

dziękuję -suberiyasui- za sprecyzowanie wypowiedzi, za literówki przepraszam (to pakiet office poprawiał) styl się rozwija cały czas, więc dziękuję za krytykę... zwrot "dla ciebie... Wszystko..." przepraszam, błąd karygodny, nie wszystko... miało być Wszystko, czyli hide (równoznaczne, jako zamiennik imienia Matsumoto używam słówka Wszystko) kwintesencja kiczu? na pewno, w taki sposób chcieliśmy przedstawić Yoshikiego. patos? to przez tak uformowany styl mojego pisania.


***
widział jak siada za fortepianem i niepewnie kładzie dłonie na klawiaturze, tak jak robił to zawsze, jakby chcąc oswoić się z dobrze znaną powierzchnią. Sprawdzając czy klawisze nadal tworzą gładką materię, nawet nie patrząc na nie, bawiąc się z własną podświadomością. Widział kiedy mruczał do siebie zrozumiane tylko dla niego słowa, kiedy rzuca w technika ciężkim meblem. Kiedy uciekł i skulił się na schodach. Nie powinien był do niego podchodzić. Nie powinien za nim jechać. Nie powinien również zaczynać całego zamieszania, jak również stwarzać okazji do pogrążania się w nim. Wiedział co robił źle i to było jego najsilniejszą bronią przeciw samemu sobie. Po co się we wszystko mieszał? Postawił sobie za punkt honoru zawłaszczenie nie swojej własności. Nie uszanował ich woli, tak Yo, jak i Matsumoto. Niepotrzebnie zaczynał tą bezsensowną zabawę, pchał się w świat, którego nie rozumiał do końca... ale przecież oni też go nie rozumieli. Dzieciaki, którym przez czysty przypadek udało się pojawić, pokazać ludziom. Chcieli zszokować wszystkich wokół, a wyszedł im śmieszny pustostan pozostawiający uczucie niedosytu i irytującego niesmaku. Więc po co mu było włazić w ten świat za jakąś dziwaczną panną z sieczką rozsądku w głowie? Urodziwą panną... będącą członkiem nieurodziwego zespołu, w dodatku nieco starszym... myślał, że to przejdzie do porządku dziennego, minie i będzie kolejnym wspomnieniem, które można odkurzyć przy okazji którejkolwiek imprezy. Nie rozumiał na początku ich zachowania, biorąc je za element kreacji scenicznej. a jednak nie był przyjęty między nich tak jak się tego spodziewał. na wstępie pokazali, że to oni są weteranami i lepiej żeby nie próbował się wybijać. Wszystko było takie chaotyczne i nielogiczne. Nie przeszło... nie przechodziło z biegiem lat, a panna wcale nie dawała o sobie tak łatwo zapomnieć. Może robił to nieświadomie, może celowo... wszystkie momenty, w których przypominał bardziej naszywkę na rękawie kurtki Toshiego lub hide niż lidera zhołdowanego, rockowego chłamu. Wszystkie te chwile wywoływały w basiście uczucie żalu, zazdrości i odrzucenia. Był gdzieś z boku, udając ze wszystko jest miedzy nimi w porządku. Widział tylko swoja samotność, tylko swój żal, swoje uczucia. Czasami miał pianisty dosyć, chciał odejść i więcej się nie pojawić. Jednak zawsze w takich chwilach miał przed oczami jego minę, kiedy czegoś nie rozumiał. Nie był to wieloznaczny wyraz twarzy kogoś, kto zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji a mimo wszystko jej nie pojmuje... to było spojrzenie kogoś, kto nie rozumiał zupełnie niczego, kogoś kogo jedynym problemem był długotrwały proces prostowania włosów i robienia makijażu... nie przedstawiał jakiejkolwiek głębi, zatrzymawszy się na etapie rozwoju emocjonalnego nastolatka... a może raczej nastolatki...? zawsze kiedy chciał odejść to on go zatrzymywał, nie wiedząc nawet ile wtedy dla niego znaczył. Ile warte było jego głupie mrugnięcie oczyma podczas rozmowy, odruchowe poprawianie włosów. Potem zaczął się ich cichy, wewnętrzny koszmar, wrzaski, płacz i kwiaty. Już nie chciał uciekać, chciał go pilnować i nie spuszczać nawet na moment z pola widzenia. Sam przychodził, zupełnie nieświadomy tego co robi z podatnym na każdy impuls basistą. Nie mógł wiedzieć, skoro nie czuł nic podobnego. Do hide był przywiązany, zgadzał się na wszystko, nie znając życia bez niego, nie zdając sobie sprawy z tego, że może być inaczej. Do czasu. Do czasu, aż on mu tego nie pokazał... teraz czuł się winny. Gdyby się nie mieszał, może byłoby inaczej...? historia bez intryg i zagmatwań byłaby krótsza. O wiele prostsza i jaśniejsza. Gdyby ich wtedy zostawił... mogło się skończyć zupełnie inaczej.
Poszedł za pianistą i cicho usiadł za jego plecami.
- co ty robisz?
- nic ci do tego, zjeżdżaj Hiroshi – prychnął lekceważąco odtrącając dłoń, która pojawiła się na jego ramieniu.
- Co się z tobą dzieje? Nawet się nie zatrzymałeś...
- Nie zrozumiałeś? Daj mi spokój. Wszyscy dajcie mi spokój! Potrzebuję ciszy... – zakończył smętnie jakby mówiąc do siebie. – bardzo dużo ciszy i spokoju... – kiwał się wolno w przód i w tył z utkwionymi gdzieś w dal oczyma. – czemu nic nie słyszę? – zapytał nagle mrukliwym głosem – nic... gdzie jest cisza?
- Przestań. – basista spróbował go delikatnie objąć w pasie i przyciągnąć do siebie. Hayashi rozluźnił mięśnie, opadając bezwładnie do tyłu. jego wzrok błądził ślepo po zawieszonym ponad nimi rusztowaniu. Przypominał pozbawioną duszy lalkę, której ktoś poodcinał sznurki. Hiroshi wzdrygnął się czując jak bezwładne, ciężkie ciało opada na jego tors i zsuwa się coraz niżej na schodach. Puścił go momentalnie utkwiwszy w muzyku wystraszone spojrzenie. Ten jednak przymknął do połowy oczy i zamarł z lekko rozchylonymi ustami. – yoshiki! Przestań, do cholery! Co się z tobą dzieje?
- Uciekł... – szepnął łamiącym się głosem – bo o nim zapomniałem... i już nie wróci, a ja go potrzebuję... nie poradzę sobie sam...
- Nie jesteś sam. – wciąż patrzył wystraszony na rozciągniętego na stopniach mężczyznę. – co ty wygadujesz?!
- Odejdź ode mnie. Myśli, że o nim zapomniałem... i już nie wróci... uciekł. I sam sobie jestem winien. – powtarzał jak wyuczoną regułkę. – potrzebuję ciszy...
- Yoshiki? Przerażasz mnie...
Yo przetoczył się na bok, tak, że znalazł się tyłem do siedzącego nieco wyżej basisty
- nie. Daj mi się skupić...
- ty sugerujesz, że przez to dzisiaj nie możesz słyszeć hide?! Yoshiki, opamiętaj się!
- A jak to inaczej wyjaśnić? Ale... to nie była moja wina... ja to mogę wytłumaczyć... gdzie on jest? Gdzie jesteś? To nie moja wina... h-h.... ja nie chciałem...
- Co ty do cholery gadasz? Może zwal na mnie winę za to, że w końcu minęła ci ta śmieszna psychoza.
- Nie mów tak. Przeszkadzasz mi...- utkwił wzrok w stalowej barierce do której był przytulony. – jego tu nie ma, możesz się już odezwać... nie obrażaj się... proszę... – mruczał jakby do siebie.
- Ty jesteś nienormalny... – na te słowa Yo przetoczył się na drugi bok i sturlał na dół schodów nie mogąc znaleźć żadnego punktu zaczepienia. Stal brzęczała w kontakcie z pajęczynką łańcuszków przyczepionych do jego spodni. Heath podniósł się i zszedł do niego. Chwycił w pasie podnosząc ciężkie nadal rozluźnione ciało. Nie znosił tego uczucia. Jakby nosił trupa... Zarzucił sobie jego rękę na ramie i ruszył w stronę tylnego wyjścia. Droga wydawała się nieporównywalnie dłuższa niż wtedy kiedy szedł bez obciążenia.
- co ty wyrabiasz... oczerniasz mnie, a ja się o ciebie naprawdę martwię. – poczuł ścisk w żołądku kiedy wymawiał te słowa.
Hayashi leniwie, z niewielkim opóźnieniem stawiał kolejne kroki tracąc przez to co chwila równowagę. Heath praktycznie ciągnął go obok siebie. ciało ciążyło niewyobrażalnie, a ciężar potęgowały wyrzuty sumienia wdzierające się chmarą do jego umysłu.
– dla ciebie powinno być miejsce gdzie indziej... żałuję, że cię stamtąd zabrali... może wybiliby ci tą obsesję całkowicie. Może powinieneś tam wrócić?... ja wtedy...
- A co ty masz do tego? – odezwał się nagle nienaturalnie chrapliwym głosem
- Byłoby mi ciężko się z tobą znowu rozstawać. – otworzył drzwi samochodu i usadził go na siedzeniu, zajmując miejsce obok. – najbardziej okrężną z możliwych.- zwrócił się do kierowcy czarnego pojazdu Yo w tym czasie uderzył głową o jego kolana tracąc ponownie panowanie nad ciałem i stoczył się na podłogę zanim Heath zdążył go złapać. Po chwili wciągnął go z powrotem na skórzaną tapicerkę.
- Byłoby łatwiej gdybyś tego nie robił.
- Mówiłem, że chcę... – nie dokończył opadając na ramie Hiroshiego. Zasnął. Heath wplótł dłoń w jego włosy i chwilę bawił się kosmykami okręcając je wokół palców. Nie miał już cierpliwości. Zbyt długo go zwodził, na zbyt wiele pozwalał, zbyt wiele zastało powiedziane. Musi nauczyć go ponoszenia konsekwencji własnych czynów. Niech nauczy się traktować innych z należytym szacunkiem. Powinien nauczyć się żyć obok innych. Morie pierwszy raz pożałował tego co zrobił kilka miesięcy temu, że się pojawił na jedno gwizdnięcie ze strony ex-lidera. Paradoksalnie nie czuł żalu na wspomnienie minionej nocy, przeciwnie, odczuwał specyficzną satysfakcję, która powinna minąć po rozmowie sprzed zaledwie kilku minut. Ale nie minęła. Oddałby teraz wszystko, żeby móc jakkolwiek wesprzeć bezradne stworzenie leżące obok, ale ono mu to skutecznie uniemożliwiało. po co mam się starać? Kiedyś sam będziesz chciał wrócić. Yo gwałtownie się poruszył na jego kolanach
- Ćśiii... trzymam cię... – szepnął muskając przy tym płatek ucha blondyna
- Cały czas tu jesteś? Powinieneś mnie zostawić... – mówił z lekką irytacją. – wczoraj rano jeszcze był... a potem...
- Się ze mną przespałeś, tak? I myślisz, że to dlatego? – powoli wypełniał go żal do perkusisty – jesteś niesprawiedliwy...
- A-ale... nie rozumiem. Ja chciałem tylko...
- Chciałeś i zrobiłeś to. Nie masz na co zwalić i nie obwiniaj mnie za to co się stało, bo to ja się bałem wtedy najbardziej. Nie jestem twoją zabaweczką, którą możesz odstawić w kąt! Ja też czuję!
- nic nie wiesz. – skwitował ozięble patrząc bezmyślnie w szybę szoferki. – może ci się tylko wydawać.
- no to wydaje mi się od dwudziestu lat, a wczoraj udowodniłeś, że nie były to złudne nadzieje – chciał, żeby jego głos zabrzmiał jak najbardziej spokojnie, jednak nie mógł opanować lekkiego drżenia. Chciał, żeby ten dziwaczny sen się już skończył, chciał się obudzić w jasnym, wypełnionym różami pokoju z wtulonym w siebie mężczyzną, który wydawał go właśnie na najcięższą próbę.
- tak, nie były złudne... nienawidzę was... was obu. – mruknął nadal nie patrząc na basistę. – zawsze sprowadzało się tylko do jednego... niewiele was obchodzi to czego ja oczekuje.
- głupoty opowiadasz skarbie. – odwrócił blondyna w swoja stronę – wczoraj robiłeś i mówiłeś coś zupełnie innego. Nie porównuj mnie z nim! Nie porównuj mnie do kogokolwiek. Ja to ja i dobrze wiesz, że mi zależy... z resztą, po twojej rozmowie z Tomu myślałem, ze...
- skąd wiesz o czym ja z nim rozmawiałem?! – przerwał już całkiem rozdrażniony – nawet jemu nie mogę ufać! I ty się dziwisz, że chce, żeby wrócił?!
- ale on nie wróci, a my jesteśmy teraz tutaj. Wiem bo siedziałem obok niego. Nic mi poza tym co od ciebie wtedy usłyszał nie mówił. Rozumiesz? Nie wyjaśnił mi niczego. Twierdził, że nic nie wie, ale ja wiem, że jest inaczej. A Jego nie ma i lepiej, żebyś się z tym już pogodził. Lepiej dla ciebie i dla nas, żeby nie trzeba było robić tego co poprzednio
- nie wrócę tam – spojrzał na Heatha z mieszaniną złości i strachu. – nie odważycie się, teraz beze mnie nie jesteście w stanie niczego zrobić. Ja już nie będę... nie chce... – przylgnął do Morie przytulając się do niego najmocniej jak mógł
- jeżeli wydaje ci się, że mnie na to nabierzesz to jesteś w błędzie. – naiwność kazała mu uwierzyć, jednak rozsądek głośno domagał się swoich racji. – nie jestem naiwny Yoshi. Nie okłamuj ani mnie, ani siebie, bo to już nie ma sensu. Pokazałeś jaki teraz jesteś... zawiodłem się na tobie. Uwierzyłem w to, że zostałeś taki sam jakim byłeś wcześniej...
Hayashi zwolnił uścisk i odsunął się pod przeciwne drzwi.
- nic mi się nie wydaje. Miałeś rację. Jestem nienormalny... tęsknię za nim, czy to takie dziwne?!
- nie jest dziwne. Mi też go brakuje, ale trzeba żyć tym co jest teraz, a nie uzależniać wszystkiego od kogoś kto swoje życie już skończył.
~Dobrawa~
{postrow.L_MINI_POST_ALTWysłany: Sob 15:23, 09 Sie 2008    Temat postu:

Oczywiście , że nie. Wyraziłaś swoją opinię ^_^
Ja uważam, że to dobry fik.
germanizacja
{postrow.L_MINI_POST_ALTWysłany: Sob 15:20, 09 Sie 2008    Temat postu:

Borze zielony.
NIE, NIE, NIE! Ja się pytam: co to jest? Kwintesencja kiczu, banał, patos, brr. Niby angst, niby romans i coś jeszcze, ale... nie wyszło. Przy zdaniach typu

quote:
Dla ciebie... wszystko...

nie mogłam się powstrzymać od okrzyku zgrozy. Lukier jest dobry, ale nie w takich ilościach.
W dodatku tekst to jeden wielki worek z literówkami i różnymi błędami. Za dużo kropek. Rozumiem, postać się waha, ale CAŁY CZAS?
Notki krótkie i nawet od samego patrzenia jest mi źle.
Jestem na nie, ale przeczytam koniec, jeśli się pojawi. Gdyby poprawić błędy, zapis dialogów i wyrzucić troszkę tego patosu byłoby OK.
Mam nadzieję, że nikogo nie obraziłam tym postem ;>;>
Luna
{postrow.L_MINI_POST_ALTWysłany: Sob 0:55, 09 Sie 2008    Temat postu:

taaak naaasze krwawe wypociny:D bójcie się końca:P
Yoshimitsu
{postrow.L_MINI_POST_ALTWysłany: Pią 21:00, 08 Sie 2008    Temat postu:

na całe szczęście to jeszcze nie koniec (chociaż niektórym by to było na rękę jutro pojawi się nowa część, wszystko będzie dobrze... do pewnego momentu...krew się poleje...(i to nie jest żart)

Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group