Forum forum o j-rocku Strona Główna
FAQ Profil Szukaj Użytkownicy
Grupy

Prywatne Wiadomości

Rejestracja Zaloguj
Galerie
A potem przyszła wiosna.
Zobacz poprzedni temat | Zobacz następny temat >

Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu
forum o j-rocku > Fan Arty, Fan Ficki czyli wszystko co nasze

Autor Wiadomość
Shadow
Psychiatra


Dołączył: 03 Mar 2007
Posty: 3430
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z chaosu

A potem przyszła wiosna.    

Tadam! xD Wreszcie skończyłam i mogę to wrzucić ^^
Kamijo x Kaya, znowu. Bo 'Chocolat'. I wiele innych czynników.
W sumie nie wiem, czy mi się podoba, czy nie, ale niech będzie. Sami oceńcie.
Zarwałam nad tym szereg nocy i nie uważałam na większości lekcji w tym tygodniu, więc liczę na odzew! xD
~~


Tego dnia wszystko, od samego początku, zapowiadało katastrofę.
Kiedy, po nocy zarwanej nad tekstem, który miałem napisać ,,na wczoraj'' i kilkugodzinnej, wyjątkowo męczącej próbie wróciłem do domu, było już grubo po szesnastej. I zaczynało się już ściemniać, co jest w sumie normalne późną jesienią, zwłaszcza w tak okropną, deszczową pogodę. Przemoczony, bo oczywiście w pośpiechu znowu zapomniałem parasola, wymęczony i wściekły na cały świat, miałem ochotę od progu rzucić się na łóżko, zakopać po czubek głowy w kołdrze i nie myśleć o niczym.
I tak bym pewnie zrobił, gdybym, jak jeszcze kilka tygodni wcześniej, mieszkał sam. Teraz jednak obecność Kayi, zwykle tak dla mnie kojąca, skutecznie mi to udaremniała. A przynajmniej tak sądziłem, od samego rana dręczony nieustającymi pretensjami o wszystko ze strony reszty Versailles.
Wiem, że mogłem go po prostu poprosić o chwilę samotności. A może lepiej by mi zrobiło, gdybym go przytulił i opowiedział, jak koszmarne były ostatnie godziny. Teraz to takie oczywiste! Więc dlaczego, do jasnej cholery, zamiast tego zrobiłem najgłupszą rzecz, jaką mogłem zrobić? A dokładniej mówiąc, warknąłem coś w stylu ,,Daj mi w końcu święty spokój" i zamknąłem się w sypialni, trzaskając drzwiami. Minęła zaledwie krótka chwila, nim zawtórowało temu trzaśnięcie drugich drzwi. Wyjściowych.
Kamijo, ty idioto.
Powinienem był od razu wybiec za nim. Może jeszcze zdążyłbym dogonić go na schodach. A zamiast tego tylko stałem jak skończony kretyn, nie mogąc się zmusić do ruszenia z miejsca.
I właściwie nadal tak stoję, łudząc się, że zaraz wróci. Bo jeśli teraz wyjdę, to co? Nie wiem nawet, gdzie poszedł! Może być wszędzie. A ja nie mogę zostawić otwartego mieszkania. Zamknąć też nie zamknę, bo może wrócić w każdej chwili i...
Och, daj spokój. Przed samym sobą nie musisz się usprawiedliwiać. I tak dobrze wiesz, że po prostu się boisz i nie wiesz, jak go przeprosić.
(Muszę przestać mówić do siebie. Nawet, jeżeli to tylko w myślach. Do wypowiadania wszystkiego na głos już mi mało brakuje.)
Hm, no ładnie, nie wziął nawet płaszcza. Ani parasola. Zmoknie.
I co ja mam teraz zrobić?!
Jak w ogóle mogłem powiedzieć mu coś takiego? Przecież go kocham. I miałem o niego walczyć. Obiecałem sobie, że zrobię wszystko, żeby zapomniał o przeszłości i o tych wszystkich, którzy byli przede mną. O wszystkim, co było, zanim pojawiłem się ja - niczym książę na białym koniu, zesłany, aby wyciągnąć królewną z łap okropnego smoka!
Prycham, rozbawiony i lekko przerażony tym, co podsuwa mi znerwicowany umysł. I dochodzę do wniosku, że odcięcie smokowi łba jest o wiele łatwiejszym zadaniem niż walka z czyimiś wspomnieniami, naprawdę.
I czy to możliwe, że jednym głupim zdaniem wszystko spieprzyłem?
Nie ma na co czekać, idę go szukać.


Szedł szybko chodnikiem, nie oglądając się za siebie. Nie wiedział dokąd i właściwie mało go to obchodziło. Ogarnięty złością i żalem zupełnie lekceważył nawet uderzający w niego deszcz i przejmujące zimno. Może jeszcze miał się wrócić po kurtkę i parasol? Dobre sobie.
Zbyt bardzo zajęty własnymi myślami i wściekły na siebie, że nie umie nawet zapanować nad napływającymi do oczu łzami, nie zwracał uwagi na to, co dzieje się wokoło. Akurat miał przejść przez ulicę, kiedy czyjeś ręce złapały go w pasie i pociągnęły w tył. Nie zdążył nawet krzyknąć.
Samochód, najwyraźniej prowadzony przez jednego z tych drogowych wariatów, przejechał obok, opryskując ich wodą. Pęd powietrza rozwiał im włosy i zmroził krople deszczu na twarzach.
Kaya stracił równowagę i pewnie by upadł, gdyby ktoś go nie przytrzymał. Chłodne dłonie i zapach perfum były dziwnie znajome... Wyrwał się i odwrócił.
Patrzył wprost w pobladłą twarz Kamijo.


Obaj z trudem dowlekliśmy się do najbliższej parkowej ławki. Kaya opadł na nią, oszołomiony, a ja tylko stałem obok, zbyt bardzo wstrząśnięty, żeby usiąść, nawet mimo tego, że ledwo trzymałem się na drżących nogach. Nie mogłem się odpędzić od wizji tego, co mogłoby się stać, gdybym przyszedł chociaż chwilę później. Wystarczyłaby sekunda. Sekunda wahania przy drzwiach, odrobinę wolniejszy krok. Sekunda, a doszłoby do tragedii. Zakryłem twarz dłońmi.
A on siedział przede mną na ławce, ze spuszczoną głową, bez słowa.
- Ty idioto - szepnąłem po chwili łamiącym się głosem. - Wariacie, lekkomyślny draniu, jak mogłeś...
- Przestań! - przerwał mi, jak gdyby nagle odzyskał siły. Oderwałem dłonie od twarzy, milknąc natychmiast i zapominając o epitetach, tak zdumił mnie ton jego głosu. Nigdy wcześniej nie słyszałem w nim tak twardej obcej nuty. - Dlaczego po prostu nie powiesz mi, że masz mnie dość? - wyrzucił z siebie, patrząc na mnie zmrużonymi gniewnie oczami. - Dlaczego nie możesz postawić sprawy jasno? Aż tak mało znaczę?
To mnie zupełnie zszokowało. Takie słowa z całą swą niesprawiedliwością były ostatnią rzeczą, której się w takiej chwili spodziewałem. I ta zacięta twarz, pociemniałe od złości oczy... Poczułem się, jak gdyby coś ciężkiego z całym impetem runęło mi na głowę, zwalając z nóg. Dosłownie. Wręcz grzmotnąłem o chodnik i roześmiałem histerycznie. A może rozpłakałem, nie wiem. Ale za nic nie mogłem nad sobą zapanować.
Kaya wstał z ławki i klęknął obok, łapiąc mnie za ramiona. I nie było w tym geście nic delikatnego.
- Przestań! - krzyknął, potrząsając mną z całej siły, jaką mógł teraz z siebie wydobyć. - Przestań, przestań natychmiast! Uspokój się! - Wyglądał, jakby chciał mnie uderzyć.
W tej chwili słabości było mi wszystko jedno, czy to zrobi czy nie. I mógł mną telepać ile chciał, i tak nie potrafiłem się uspokoić. Mogłem tylko siedzieć na tym chodniku, targany spazmatycznym szlochem, obojętny na wszystko inne.
Nie zrobił nic więcej. Puścił mnie i cofnął się z powrotem na ławkę. Przez łzy widziałem jego drżące dłonie, zaciśnięte usta i opadające na oczy włosy.
- A dlaczego ty tego nie zrobisz? - spytałem, gdy tylko znowu mogłem mówić. - Dlaczego ty nie powiesz, że masz mnie dość?
Nie odpowiedział. W ogóle nie zareagował, jak gdyby moje słowa do niego nie dotarły, tylko zawisły gdzieś między nami. Może tylko trochę bardziej pochylił głowę. Dopiero chwilę później skulił się na ławce, chowając twarz w splecionych ramionach, znowu bezsilny i bezbronny. I teraz to on płakał.
Nie, nie mogłem tego znieść! Przesunąłem się w jego stronę, opierając się jedną ręką o ławkę, a drugą unosząc jego głowę. Nie protestował, ale też na mnie nie patrzył. Nie chciałem jego łez. Gdybym mógł go jakoś pocieszyć... Ale nic nie przychodziło mi do głowy. Zupełna pustka.
- Dlaczego mi to robisz?
Nie miałem zamiaru tego mówić! To tak, jak gdyby powiedział to ktoś inny, używając moich ust.
To zupełnie go dobiło. Odsunął się gwałtownie, odpychając moje dłonie. Chyba chciał coś powiedzieć, ale nie mogło mu to przejść przez gardło. Zamiast tego ponownie wybuchnął płaczem.
Och, ile bym dał, żeby tego nie słyszeć! Miałem ochotę zatkać uszy. Albo zerwać się i uciec, obojętnie gdzie, aby tylko jak najdalej od niego. Nie zrobiłem ani tego, ani tego.
- Chcesz wiedzieć, dlaczego? - spytał nagle, unosząc głowę i obejmując zziębniętymi rękoma ramiona. Cały się trząsł, z zimna i płaczu. Istne uosobienie rozpaczy. - Naprawdę tego chcesz? Dobrze więc! Robię to, bo zbyt bardzo cię kocham. A zawsze, kiedy kogoś kocham, muszę go ranić. Dlatego zawsze wszyscy ode mnie odchodzą, tylko dlatego!
Głos mu się załamał. Bijąca od niego desperacja była prawie że namacalna, z oczu nadal płynęły łzy. Widziałem, że boi się chociażby na mnie spojrzeć. Wbił wzrok w przerwę między płytami chodnika.
Boże, co ja narobiłem!
Nie wiedziałem, co mam teraz zrobić. Byłem tak potwornie zażenowany i zrozpaczony, jak chyba nigdy wcześniej.
Wybrałem jedyne rozwiązanie, jakie przyszło mi do głowy - dźwignąłem się na kolana, złapałem go za ręcę i ściągnąłem z ławki, natychmiast zamykając w ramionach i przytulając mocno, z całej siły, jak gdybym już nigdy nie miał puścić. Przylgnął do mnie całym ciałem, zaciskając dłonie na moich ramionach i chowając twarz w szyi. Nadal łkał. Przycisnąłem usta do jego włosów.
- Przepraszam - szeptałem żarliwie, wczepiając się rękoma w jego ubranie. - Mój piękny, kochany, wybacz mi, proszę!
Chciałem powiedzieć więcej. Chciałem móc wyrazić to wszystko, co teraz czułem. Ale nie potrafiłem. Pierwszy raz po prostu zabrakło mi słów. Zamiast tego tylko znowu uniosłem jego głowę, tak jak kilka chwil wcześniej, całując mokrą od łez twarz i czując własne, płynące po policzkach.
Nie wiem, jak długo siedzieliśmy tak na tym chodniku, obojętni, czy ktoś nas widzi czy nie. Po jakimś czasie opadł bezwładnie na moją pierś, z zamkniętymi oczami i dłońmi wplątanymi w moje włosy, zbyt bardzo zmęczony, żeby nadal płakać.
Musiałem go stąd zabrać.
- Już dobrze - szepnąłem, głaszcząc go po głowie, przesuwając rękoma po jego ramionach, jak najbardziej starając się rozgrzać zmarznięte ciało. - No już, chodź. Idziemy stąd.
Westchnął tylko, kiedy podnosiłem go z ziemi, stawiając na nogi. Objąłem go, pozwalając się o siebie oprzeć i obaj powoli ruszyliśmy w stronę domu.


Kiedy Kaya się obudził, leżał przez chwilę z zamkniętymi oczami i nadzieją, że sen jeszcze wróci. Wyciągnął rękę, szukając obok siebie ciepłego ciała Kamijo i dopiero kiedy zorientował się, że jest sam, otworzył oczy.
W pokoju panowałyby zupełne ciemności, gdyby nie wąska strużka światła wpadająca przez szparę w drzwiach. W bladym blasku wszystkie sprzęty w pokoju były słabo widoczne i dziwnie obce. Kaya przetarł oczy i spojrzał na zegarek. Fosforyzujące cyfry układały się w 23:46. Westchnął. Miał się położyć tylko na chwilę, a zamiast tego zasnął w ubraniu na nie pościelonym łóżku, pod kocem, którym musiał go chyba przykryć Kamijo. No właśnie, gdzie on jest? Co może robić o tej porze?
Wahał się przez chwilę, ale jako że sen nie miał najmniejszego zamiaru do niego wracać, a kłębiące się w głowie myśli stawały się co najmniej męczące, w końcu wstał. Otulił się szczelniej kocem, wychodząc z sypialni. Światło paliło się w salonie, więc ruszył w tamtą stronę.
Kamijo siedział na sofie, przy lampie, ze wszystkich stron zawalony kartkami z nutami, tekstami, notatkami i Bóg wie, czym jeszcze. Kilka położył na kolanach i najwyraźniej starał się cokolwiek napisać. Chyba jednak nie szło mu to zbyt dobrze, bo tylko gryzł długopis, co chwilę pełnym irytacji gestem odgarniając z twarzy kosmyki włosów, zbyt krótkie, żeby dały się upiąć jak reszta, uparcie wracające na swoje miejsce, kiedy tylko nieco bardziej pochylił głowę.
W takiej chwili, bez makijażu i w codziennym ubraniu, wydawał się Kayi chyba jeszcze bardziej pociągający niż w swoim scenicznym image'u. Dłuższą chwilę stał w progu, wpatrując się w niego, zanim zorientował się, że on także na niego patrzy. Uśmiechnął się lekko, zgarniając wszystkie kartki i robiąc mu miejsce obok siebie.
- No chodź, nie stój tak.
Usiadł przy nim, spoglądając na niego niepewnie.
- Poczekaj, zrobię herbatę. Kolejna kawa - tu Kamijo wskazał na stojące na ławie filiżanki - mnie zabije.
- Ale... Nie masz zamiaru iść spać? Dochodzi dwunasta...
- Nie. Najpierw muszę z tobą porozmawiać.


Siedzieliśmy obok siebie, pogrążeni w milczeniu. Wiedziałem jednak, że nie potrwa ono długo, bez względu na to, jak bardzo Kaya będzie starał się je przedłużyć. Spojrzałem na niego. Wyglądał na zagubionego. Ale przecież on też wiedział, że ta rozmowa jest konieczna - nie może być niedopowiedzeń, przysięgliśmy to sobie już na samym początku.
Delikatnie wyjąłem mu z rąk pusty kubek, odstawiając go na stół. Wziąłem głęboki oddech.
- To, co powiedziałeś...
- Kamijo, ja... - zaczął w tej samej chwili i obaj urwaliśmy. Zapanowała krótka cisza.
- Posłuchaj - podjąłem na nowo. - Przez to wszystko...
- Będziesz mi robił wyrzuty? - przerwał mi znowu, tym razem specjalnie. - Daruj sobie.
Patrzyłem na niego przez chwilę. Dobrze już znałem tę taktykę i doskonale wiedziałem, przed czym próbuje się bronić taką zjadliwością. Nie dam się.
- Nie nazwałbym tego wyrzutami - odparłem spokojnie.
Milczał.
- Po prostu się martwię. Widzę, że coś jest nie tak i chcę ci pomóc - ująłem jego dłoń, zamykając w swojej. - Musisz mi tylko powiedzieć, co się dzieje.
Nie odpowiedział. Wewnętrzna walka nadal trwała.
- Ufasz mi? - spytałem. - Spójrz na mnie i powiedz. Ufasz?
- Ufam - odparł cicho, podnosząc wzrok i patrząc na mnie niepewnie. - Ale i tak nie sądzę, żebyś mógł coś z tym zrobić.
- Pozwól mi tylko zrozumieć, wtedy się przekonamy.
Uśmiechnął się ponuro. Szczerze w to wątpił, ale mimo to zaczął mówić.
- Jak mam ci to powiedzieć? Nie chcę, żebyś pomyślał, że ci nie wierzę. Nie, tu nie chodzi o to. Po prostu... Mówiłem, że zbyt bardzo cię kocham. I dlatego kiedy pomyślę, że mógłbyś mnie zostawić...
Chciałem mu przerwać, chciałem powiedzieć, że nigdy tego nie zrobię, ale powstrzymałem się. Ile osób już mu to mówiło?
- Wiem, co sobie myślisz - kontynuował. - Ale po prostu nie mogę się od tego uwolnić. Przeraża mnie to. Dlatego tak się zachowuję, mimo iż wiem, że w ten sposób tylko zwiększam prawdopodobieństwo, że się mną zmęczysz. I jeszcze bardziej się boję. Takie błędne koło.
- Ja też się boję - powiedziałem cicho, starannie ważąc każde słowo. - Że nie dam rady, że zabraknie mi siły. Naprawdę wiele rzeczy mnie w tym wszystkim przeraża, wiesz? To, jak bardzo mi na tobie zależy także. I że mimo to być może nie będę potrafił ci pomóc. Że cię skrzywdzę, nawet nieumyślnie. Albo że po prostu ty ode mnie odejdziesz - uśmiechnąłem się blado. - Że nie uda mi się spełnić twoich oczekiwań.
- Kamijo!
- Nie, to prawda. Może to głupie, ale tak po prostu jest. Zresztą, sam to doskonale rozumiesz. I masz rację, z tym nie można wiele zrobić. To zawsze gdzieś tam zostanie.
Skinął głową, ocierając oczy wierzchem dłoni. Objąłem go, przyciągając bliżej siebie.
- Zawsze tak było - szepnął, przytulając się do mnie. - Zawsze tak to się kończyło, zawsze miałem rację, mimo, że tak bardzo chciałem się mylić! Dlatego tak się boję, że to się powtórzy. Czasem wolałbym po prostu darować sobie to wszystko. Samotność nie jest taka zła, jeśli uda się do niej przyzwyczaić, ale... Ale teraz, z tobą - uniósł głowę, patrząc mi w oczy - naprawdę chciałbym zacząć jeszcze raz.
Uśmiechnąłem się, przechylając w jego stronę. Na chwilę nasze usta złączyły się w pocałunku, a potem znowu przytulił się do mnie, opierając głowę na moim ramieniu.
- Ja też tego chcę - powiedziałem. - Zostawimy wszystko za sobą i spróbujemy od nowa.
- To będzie okropnie trudne...
- Ale wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo. Wiedzieliśmy od samego początku - gładziłem go po głowie, ocierając jego łzy. - Nie płacz, proszę...
- Nawet nie mogę ci obiecać, że cię więcej nie skrzywdzę.
- Takie przyrzeczenia w rzeczywistości nigdy się nie sprawdzają. Nie obiecujmy.
Skinął ponownie głową.
- Kocham cię - szepnął po chwili. - Po prostu chciałbym potrafić lepiej ci to pokazać.
- Och, ależ robisz to. W pewnym sensie nikt nie pokazywał mi tego piękniej.


Od tamtego dnia minęło wiele czasu.
Kolejne miesiące odchodziły jeden za drugim, przeszła zima, potem wczesna wiosna. Wiele się wydarzyło. I nawet jeśli nie wszystkie chwile były miłe, z czasem było ich coraz mniej. Powoli coś zaczęło się zmieniać, widzieliśmy to obaj. I tamte momenty nie mają już żadnego znaczenia, nigdy do nich nie wracamy.
Pewnie kiedyś zechcę dokładniej o tym opowiedzieć. O wszystkich dniach i bezsennych nocach, podczas których równie często kochaliśmy się, jak i rozmawialiśmy na wszystkie tematy, na jakie tylko mogliśmy mówić. Albo po prostu leżeliśmy przytuleni, zasłuchani we własne oddechy. Opowiem o naszych wszystkich przysięgach i o kłótniach, które mimo wszystko się zdarzały. Nigdy nie było jednak między nami jakichkolwiek kłamstw czy mściwości. Nie, nasza miłość jest zbyt silna, zbyt prawdziwa na coś takiego.
Kiedyś o tym opowiem. Ale nie teraz. Teraz chcę tylko powiedzieć, wreszcie mogę powiedzieć, że nam się udało. Po tym wszystkim naprawdę nam się udało.
Dzisiaj znowu jesteśmy w tym samym parku, co wtedy. Kwitną wiśnie i Kaya chciał zerwać ich trochę i postawić w naszym salonie. I, jak zawsze w takich przypadkach, on chciał, a na drzewie wylądowałem ja.
Naprawdę nie widzę większej różnicy między gałęziami na dole i na górze. I tu, i tu kwitną tak samo. Ale widać dla mojego ukochanego różnią się na tyle, żeby wpakować mnie na ten przeklęty konar, wskazując w dodatku, które dokładnie mam zerwać.
- Nie tę, tamtą na lewo! Na lewo!
W takich chwilach żałuję, że nie umiem mu niczego odmówić. Szarpię się z gałązką, wystarczająco giętką, żeby nie dać się łatwo złamać, mrucząc coś ze złością o nożu, który powinniśmy zabrać. Niedawno padało i przy każdym silniejszym ruchu kolejne krople spadają mi na głowę z wyższych gałęzi. Cofam się odruchowo, kiedy z jednego z kwiatów wylatuje pszczoła.
- Nie musisz jej tak ładnie ułamywać, urwij byle jak, w domu wyrównamy - oznajmia mi Kaya z uroczym uśmiechem, utwierdzając mnie w przekonaniu, że niesamowicie go ta sytuacja bawi. Co za wredny...
W tej chwili gałąź łamie się z trzaskiem i zostaje mi w ręce. Prawie spadam z drzewa, ale jakoś udaje mi się złapać równowagę. Ciekawe, czy gdybym naprawdę zleciał, rzuciłby się, żeby mnie złapać, czy odskoczył w bok? Hm, właściwie to nie mam ochoty się przekonywać.
- Ostatecznie te z niższych partii drzewa też mogą być - podsuwa ostrożnie, patrząc na mnie, zaniepokojony.
- Nie doceniasz moich możliwości, skarbie - odpowiadam, chociaż tak naprawdę z chęcią bym na to przystał. Rzucam mu tę dopiero co ułamaną i zabieram się za następną. Moja duma mnie kiedyś zabije, słowo daję...
Wzrusza ramionami, łapiąc kwiaty i układając je w bukiet razem z innymi. Ma już dużo, jeszcze tylko te i może da mi spokój.
Po kolejnych minutach szarpaniny cholerny badyl w końcu ustępuje. Wzdycham z ulgą i, z gałązką w zębach, zeskakuję z drzewa. Podaję mu ją z parodią głębokiego ukłonu, a on śmieje się i zarzuca mi ręce na szyję, dziękując. Po chwili możemy iść dalej. Jest wczesny ranek, park prawie zupełnie pusty. Mamy dużo czasu.
Wybiega trochę naprzód, kiedy idziemy alejką. Przeskakuje przez wszystkie napotkane kałuże, wołając, żebym się pośpieszył. Bladoróżowe płatki sypią się za nim z niesionego bukietu, wiatr rozwiewa włosy. Patrząc na niego mam wrażenie, że jest inną osobą, niż ta, którą widziałem płaczącą w tym samym miejscu jeszcze kilka miesięcy wcześniej. Nie mogę oderwać od niego wzroku.
- Oo, Kamijo, zobacz! Na tamtym rosną białe!
- Oo, a popatrz tam! Stokrotki, i rosną na ziemi! - łapię go z tyłu za ramiona, odwracając w bezpieczną stronę. Nie dam się wrobić we włażenie na następne drzewo, o nie!
- Żartuję! Chciałem zobaczyć, jak zareagujesz - śmieje się.
Kręcę głową, ciągnąc go w stronę najbliższej ławki. Kładzie kwiaty obok i siada mi na kolanach, opierając się o mnie, gdy obejmuję go w pasie, przytulając i całując we włosy.
- Wykończysz mnie takimi żartami - stwierdzam.
- Nie wyglądasz na zmartwionego z tego powodu - mruczy, odchylając lekko głowę i przytulając policzek do mojego.
Ma rację. Tak naprawdę lubię jego żarty, ostatnio zresztą coraz częstsze. I uwielbiam jego śmiech. Obaj o tym wiemy i nie muszę nic mówić.
Siedzimy więc tak, z zamkniętymi oczami, spokojni i bezpieczni. Nie obchodzi nas, czy ktoś nas widzi czy nie. Niech myślą, co chcą. Kiedy kładę rękę na jego piersi i czuję równe bicie jego serca, mogłoby nie istnieć nic więcej.
- Kocham cię - powtarzam kolejny raz.
- Bardziej, od kiedy pozbawiłeś smoka głowy? - pyta z uśmiechem, delikatnie gładząc moją dłoń. Ja też machinalnie się uśmiecham. Prawie zapomniałem, że przedstawiłem mu tę wizję. Właściwie to już dosyć dawno temu, nie pamiętam nawet, przy jakiej okazji.
- Nie wiem, czy bardziej - odpowiadam z powagą. - Ale na pewno nie mniej. Może odrobinę inaczej. Bo to w sumie nie zależy od tego, jak nam się układa, prawda? To jest na dobre i na złe. I na zawsze.
- Wierzysz w takie ,,póki śmierć nas nie rozłączy''? - dopiero teraz otwiera oczy, spoglądając na mnie. W jego głosie nie słychać już dawnego zwątpienia i cynizmu, tylko zwykłą ciekawość.
- Czy wierzę? - powtarzam. - Tak, teraz tak. Wierzę.
Ma chyba zamiar coś powiedzieć, ale że jednocześnie stara się nie ziewnąć, nie wychodzi mu ani to, ani to. Śmieję się cicho. No tak, jakby nie patrzeć znowu nie spaliśmy całą noc.
- Chodź, wracajmy do domu, zanim tu zaśniesz. A po drodze... - dodaję, patrząc na leżący obok bukiet. - Po drodze zerwę ci jeszcze trochę tamtych białych.
Post Sob 14:25, 10 Maj 2008
 Zobacz profil autora
Bułka
Immortal Madness


Dołączył: 20 Maj 2007
Posty: 2842
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza rogu!

   

Od kiedy tylko wspomniałaś o fiku, nie potrafiłam wysiedzieć na lekcjach. Ciągle myślałam o Kayi i... Momentami wychodziłam z klasy, wszystkie szmery zaczęły mnie drażnić, nie mogłam się skupić i wybić TEJ wizji. (jestem starym zboczeńcem ==') Ale w fiku niczego takiego nie ma! Spodziewałam się czego innego. Czytając kolejne linijki zadawałam sobie pytanie 'kiedy to się skończy?'. Już ciekawiej jest na mszy w kościele, poważnie, myślałam, że usnę. Aż do następnej sceny w parku. Ciociu, w tym momencie przeszłaś samą siebie. Ochy i achy same cisnęły mi się na usta a uśmiech przez długi czas nie schodził z twarzy. Urocze. <3
Post Sob 14:59, 10 Maj 2008
 Zobacz profil autora
Shadow
Psychiatra


Dołączył: 03 Mar 2007
Posty: 3430
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z chaosu

   

Hahah, wiedziałam, że tak zareagujesz na brak scen Yellow_Light_Colorz_PDT_03 Ale rozumiesz, to pod wpływem 'Chocolat' jest i tych wszystkich zmian, które zaszły u Kayi, biorąc pod uwagę ten tekst i poprzednie. Musiałam coś takiego napisać, więc jest to. Obiecuję Ci, że następnym razem, specjalnie dla Ciebie, będzie się działo więcej xDD Właściwie to mam już prawie skończonego ficka z innymi wizjami tego, co zaszło między Kamijo i Kayą, więc może niedługo go wrzucę ^^"
A co do sceny w parku, to dziękuję! <3 I sama muszę przyznać, że lubię ją najbardziej z całości ficka.
Post Sob 15:09, 10 Maj 2008
 Zobacz profil autora
Ichigo
Ghost


Dołączył: 14 Gru 2007
Posty: 616
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

   

Tak, scena w parku była urocza. Przyznam, ze się nawet poryczałam...
Będe często to czytała. Hmm, zrywanie kwiatów wiśni też było ciekawe, co zresztą pisałam ci prywatnie na GG. Ogółem strasznie mi się podoba.
A, i troche sie wystraszyłam tam na początku, jak Kaya'e miał samochód potrącić... xD"
Post Sob 15:56, 10 Maj 2008
 Zobacz profil autora
yapi
Crimson Star


Dołączył: 21 Cze 2007
Posty: 1646
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod kiecki Hizakiego

   

A mnie się podobał cały xDI jakby nawet niepotrzebne było to 'usta złączyły się w pocałunku', a różnymi ekhm ciekawszymi scenkami po prostu by się zepsuło ficka. Scena w parku jest naprawde genialna, i aż wyobraziłam sobie Kayę stojącego pod drzewem i Kamijo tarmoszącego biedne, Bogu ducha winne gałązki...
btw, 'zbyt bardzo coś tam' lepiej wywalić, dziwnie brzmi xD'
Tak poza tym, strasznie (bardzo bardzo bardzo) mi się podobało. I gome, że tyle męczyłam xD'''''

EDIT: btw, Shadow, jak, piszemy tego ficka z piratami? xD'''''


Ostatnio zmieniony przez yapi dnia Sob 19:25, 10 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Post Sob 16:39, 10 Maj 2008
 Zobacz profil autora
germanizacja
Położny Rechoczący Pieniek


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 2330
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

   

Przebolałam, że nie ma Juki. No doobra. Btw. biedne kwiatuszki... ale nie tylko my je zrywamy (prawie się przy tym wywalając xD")
Aaach T__T Jak ja lubię takie ficki! Takie, że aż ze szczęścia ma się ochotę płakać. Bo naprawdę przy niektórych fickach tak mam. I w ogóle, doczekałam się *___*

Szkoda tylko, że nikt nie umarł. Mam nastrój na takiego ficka.
...Shaaadooow?
I macie komentować, maszkary!
Post Sob 18:15, 10 Maj 2008
 Zobacz profil autora
Shadow
Psychiatra


Dołączył: 03 Mar 2007
Posty: 3430
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z chaosu

   

Dziękuję wszystkim <33

No właśnie, Yapi, tym razem naprawdę nie chodziło o sceny, cieszę się, że ktoś to rozumie <3
A tego z piratami piszemy, no pewnie! x33

Yasui, do braku Juki się w końcu przyzwyczaisz Yellow_Light_Colorz_PDT_03 (Ale my po kwiatki przynajmniej nie musiałyśmy włazić na drzewo xDD)
Też mam tak przy niektórych fickach w sumie ^^' I miło mi, że mój w kimś takie uczucia wzbudza.
Post Pon 21:00, 12 Maj 2008
 Zobacz profil autora
LadySchokolate
Murder Toy in the Closet


Dołączył: 12 Sty 2008
Posty: 465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

   

Hm...
Zabrałam się za tego ficka niedawno...
I muszę stwierdzić, że scena w parku była po prostu urzekająca ^_^
Ach, te piękno kwiatów wiosną. ;3
Tylko nie wiem czemu wyobraziłam sobie Kamijo wspinającego się na to drzewo w stroju scenicznym O.o [pomijając]
Cóż...
Pięknie... ^_^

Będzie jakiś jeszcze fick? Kiedy?
Post Pon 21:15, 12 Maj 2008
 Zobacz profil autora
Nanaki
Closer to Ideal


Dołączył: 03 Mar 2007
Posty: 3638
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Rainbow Kingdom

   

Piękne <3

A ja chyba nie napiszę tego fika, którego ci obiecałam. Jestem beznadziejna. Umiem pisać tylko o DEGu i Phantasmagorii ==
Post Śro 16:46, 14 Maj 2008
 Zobacz profil autora
Shadow
Psychiatra


Dołączył: 03 Mar 2007
Posty: 3430
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z chaosu

   

LadySchokolate, dziękuję! ^-^ Następny fick oczywiście będzie, w ciągu najbliższych dni, jak sądzę. Jest już na wykończeniu.

Nanaki-chan (właśnie będę mówić -chan! Yellow_Light_Colorz_PDT_03), Ty wiesz, że nic na siłę, no ale... Wierzę w Ciebie! xD"
Post Pią 22:05, 16 Maj 2008
 Zobacz profil autora
Nanaki
Closer to Ideal


Dołączył: 03 Mar 2007
Posty: 3638
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Rainbow Kingdom

   

Ale ja tak nie umiem pisać, jak ty. ;__; I ten pairing... Yellow_Light_Colorz_PDT_03
Post Sob 13:28, 17 Maj 2008
 Zobacz profil autora
Shadow
Psychiatra


Dołączył: 03 Mar 2007
Posty: 3430
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z chaosu

   

Umiesz lepiej A co do pairingu, to sama stwierdziłaś, że do siebie pasują, więc... xDD
Post Sob 14:13, 17 Maj 2008
 Zobacz profil autora
Nanaki
Closer to Ideal


Dołączył: 03 Mar 2007
Posty: 3638
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Rainbow Kingdom

   

Nie umiem.

No tak, pasują, ale Juka też pasuje... xD"
Post Sob 17:30, 17 Maj 2008
 Zobacz profil autora

Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu
Forum Jump:
Skocz do:  

Wszystkie czasy w strefie EET (Europa).
Obecny czas to Czw 19:13, 28 Mar 2024
  Wyświetl posty z ostatnich:      


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB: © 2001, 2002 phpBB Group
Template created by The Fathom
Based on template of Nick Mahon
Regulamin