Forum forum o j-rocku Strona Główna
FAQ Profil Szukaj Użytkownicy
Grupy

Prywatne Wiadomości

Rejestracja Zaloguj
Galerie
W objęciach Nocy...
Zobacz poprzedni temat | Zobacz następny temat >

Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu
forum o j-rocku > Fan Arty, Fan Ficki czyli wszystko co nasze

Autor Wiadomość
Tamiya Iemon
Embryo


Dołączył: 02 Lis 2008
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

W objęciach Nocy...    

Takie tam bazgroły...

POWTÓRNE NARODZINY

Ciemność, twarda kamienna posadzka i ten cholerny ból pulsujący tępo w tyle głowy… Cała sytuacja zbyt ciekawie nie wyglądała. Filigranowej postury istota ze zlepionymi krwią ciemnymi włosami leżąca na zimnych kamiennych płytach i związana mocnym sznurem. Cóż, mało kto marzy o takim końcu.
Etruviel poprawił pozycję opierając się o ścianę i podciągając z trudem obolał kolana po brodę. Był głodny, zmarznięty, a w dodatku dwie krwawiące jeszcze ranki na nadgarstku przypominały mu o utracie sporej ilości krwi. Że też dał się podejść nieszkodliwej na pozór kwiaciarce. Już same jej maniery budziły podejrzenia…
Z przemyśleń wyrwał go dopiero odgłos odsuwanej zasuwy i otwieranych drzwi, w których to ukazała się osoba, która niewątpliwie była kobietą. I to piękną. Na swój upiorny sposób. Skórę miała gładką i jak jedwab i białą niczym lilije. Rysy delikatne i dziewczęce, oczy zaś przysłonięte czarnymi lokami jadowicie zielone. Jednak mimo swej urody budziła niepokój. Łatwo było wyczuć, że nie jest zwyczajnym człowiekiem. Przede wszystkim jej ruchy – wyglądała jak człowiek, jednak poruszała się delikatniej niż jakikolwiek elf. No i w końcu zęby… Kły dokładniej. Mocno wydłużone i ostrzejsze, niż u innych istot ludzkich. Zresztą jej więzień zdażył się o tym na własnej skórze przekonać. Podeszła do do niego nęcąco poruszając biodrami i przy tym odsłaniając spod zwałów karminowej tkaniny swe zgrabne nogi.
- Obudziłeś się… - stwierdziła bardziej, niż zapytała swoim miękkim altem.
- Skończ, to co zaczęłaś, wiedźmo. Nie mam zamiaru służyć ci za zabawkę – wycedził zimno przez zaciśnięte z bólu i chłodu zęby.
Ona się jednak tylko uśmiechnęła . Etruvielowi się zdawało, że z pewną wyższością i świadomością własnej wszechmocy w tej chwili. Mogła z nim zrobić praktycznie wszystko. Nie liczył na to, że z tego wyjdzie, a przynajmniej nie cało.
- Widziałam jak zabiłeś tego żebraka obok świątyni Helma.
- Zabiłem. Ponieważ gardzę takimi jak on, nic nie znaczącymi śmieciami. Istotami, które nie są na tyle silne, by coś osiągnąć. A tobie nic do tego. – odparł elf nieco zdezorientowany, ale i wściekły, że na miejscu był świadek, a on go nie zauważył.
- Cóż, widzę, iż mamy podobne poglądy… - mruknęła niezrażona gburowatością gościa. – Tak czy siak, przez ten właśnie czyn zwróciłam na ciebie uwagę. I w związku z tym mam propozycję…
- Nie sprzymierzam się z przeklętymi bestiami twojego pokroju. – odwarknął i spojrzał zimno na kobietę.
- Czyż sprzymierzenie się ze mną nie jest rozsądną ceną za nieśmiertelność?
- Co masz na myśli? Miałbym się stać taki jak ty? Zostać istotą żyjącą na pograniczu świata ludzi? Żywić się krwią niczym pijawka? Jesteś żałosna. I świetnie o tym wiesz. A ja zachowałem jeszcze te resztki dumy, by się na takie coś nie zgodzić – odparł przymykając oczy w geście oczekiwania na ostateczny cios.
- Czyli za to mnie uważasz. Za pozbawioną bestię uczuć. Jednak ja czuję. Inaczej, niż ty, lecz jednak. – najwyraźniej zraniły ją te słowa. Odezwała się w niej część ludzka, odpowiadająca za uczucia przyziemne, których wampiry niezwykle wstydzą się okazywać.
- Przestań gadać. Po prostu skończ z tym, przynajmniej nie będę musiał słuchać tych żałosnych płaczów.
Oczy wampirzycy rozbłysnęły wściekłością, rzuciła się z impetem na elfa odginając mu głowę do tyłu i wpijając kłami w jego tętnicę. Piła powoli, delikatnie pieściła językiem jego szyję. Gniew zdał się opaść, gdy tylko poczuła w ustach jego krew i bliskość. Dla niego zaś było to wielce przyjemne. Zupełnie się takiego obrotu spraw nie spodziewał. Fascynacja nowym doświadczeniem mieszała się u niego ze zwykłym strachem, i cząstkowym obrzydzeniem. Zaczynał opadać w ciepłe, kojące ramiona Śmierci. Jego dusza opuszczała powoli skorupę, więżącą ją boleśnie jeszcze parę minut temu. Nagle wampirzyca oderwała się od niego i próbując przy tym uspokoić przyśpieszony oddech rozpłatała sobie nadgarstek i przytknęła do ust umierającego.
- Pij. – nakazała stanowczym, acz miękkim tonem.
Etruviel nie miał siły, ani ochoty się sprzeciwiać. Wszystko jedno mu było, co będzie później. W chwili obecnej kobieta nakazywała mu żyć. A on jakoś nie miał ochoty temu nakazowi się przeciwstawić, toteż pił łapczywie. Zaczynał rozumieć wampirzycę. Uczucie było nieziemskie. Jej ciepła, gęsta krew zalewała jego trzewia życiodajnym strumieniem. W pewnej chwili poczuł, że nadgarstek został oderwany od jego ust. Jednak ponownie po niego sięgnął. Na nic to. Był za słaby. Ponownie stracił świadomość. Tym jednak razem osunął się w leczący urazy psychiczne i fizyczne sen.

***

Etruviel ponownie się zbudził. Czuł się jakoś… dziwnie. Z przerażeniem odkrył, iż nie oddycha. Otworzył powoli oczy. Już nie leżał na zimnej podłodze podziemnego lochu. Teraz spoczywał na wielkim , choć nieco już zniszczonym, to w dalszym ciągu pięknym łożu. Przy nim zaś stała Ona. No właśnie. Nawet nie wiedział jak ma na imię…
- Elize. – rzekła wampirzyca, jakby czytając mu w myślach. – Witaj w moim świecie…
Młody wampir czuł w sobie siłę, jakiej dotąd nigdy nie zdołał uświadczyć. Miał wrażenie, że może latać, stać się niewidzialnym, niszczyć całe miasta samą tylko siłą woli. Nie przypuszczał, że to takie wspaniałe. Dopiero teraz naszły go myśli o własnej ignorancji. Jako śmiertelnik był słaby, głupi. Niczego nie był w stanie dostrzec, chociaż sam uważał zupełnie inaczej. A teraz… Teraz cały świat stał przed nim otworem. Mimo, że był przeklętą bestią, to czuł się w jakiś sposób związany ze wszystkimi innymi istotami. Była to specyficzna więź, pomiędzy łowcą i ofiarą.
- To tak wspaniałe… Czuję się, niczym młody bóg…
- Mówiłam. A ty nie chciałeś słuchać. Tkwiłeś w tej swojej ignorancji, bojąc się wszystkiego, co nowe i nieznane.
On zaś westchnął tylko w odpowiedzi i zwrócił się ku tafli lustra, by poznać swe nowe oblicze. Początkowo nie był w stanie poznać swej twarzy. Od zawsze była piękna, lecz teraz dodatkowo nabrała jakieś dziwnego uroku. Nawet jemu samemu ciarki przechodziły, gdy w nią patrzył. Drugą sprawą była cera. Wcześniej i tak już bardzo jasna, teraz była idealnie biała. Jak u jego mistrzyni. I pozostawało jeszcze to dziwne uczucie w okolicach brzucha. Jakby głód. Ale to było intensywniejsze. Wręcz sprawiało ból. Zaczynał powoli rozumieć, co musi w tej chwili zrobić. Wstał powoli z łoża nie mogąc się nadziwić sprawności swego nowego ciała.
Kobieta zatrzymała go jednak gestem i poleciła iść za sobą. Etruviel posłusznie wypełnił polecenie, i po minucie spaceru wyłożonymi boazerią korytarzami rezydencji doszli do przytulnego, małej wielkości pokoiku z kominkiem. Jednak mimo chłodnego dnia nie palił się… Na sofie zaś leżała młoda kobieta. Wyglądała na mocno śpiącą.
- Odurzyłam ją narkotykami. Nic nie będzie czuła.- rzekła wampirzyca życzliwym tonem. – Wiesz dobrze, co masz teraz zrobić…
Skinął głową i podszedł do ofiary. Najpierw nieco niepewnie, jednak głód był na tyle silny, że szybko stracił wszystkie zahamowania ku temu. Odchylił głowę dziewczyny, by ukazać jej szyję i z pewnym namaszczeniem nakłuł jej delikatnie okolice tętnicy, po czym zaczął pić łapczywie. Początkowo nie zamierzał jej zabić, jednak nie był w stanie zapanować nad tkwiącym w sobie myśliwym. Osuszył filigranowe ciało bezlitośnie z ostatniej kropli krwi. Jego organizm zaczął wracać do normy. Głód ustąpił całkowicie, a jego mistrzyni kiwnęła z satysfakcją głową.
- Musisz pamiętać, by przy polowaniu zatuszować wszelkie ślady swej bytności. Młodego wampira łatwo zniszczyć, a tego chyba nie chcemy?
Etruviel spojrzał na ciało. Często zdarzało mu się zabijać, lecz nie w ten sposób… Efekt był piorunujący. Ofiara wyglądała, jakby była co najmniej od tygodnia trupem. Całkowicie wysuszona z krwi, blada i sztywna.
- A teraz chodźmy. Musisz się jeszcze sporo nauczyć, zanim będziesz się mógł usamodzielnić… - rzuciła wampirzyca i wyszła z pomieszczenia nie oglądając się na podopiecznego. Miał wolną wolę. Ona jednak wiedziała, że pójdzie za nią. Dał się omotać jej czarem. Jak wielu przed nim…

***

Młodego wampira czekała kolejna piękna noc spędzona wraz ze swoją mistrzynią. W ciągu paru ostatnich tygodni zdołał się przyzwyczaić do swej nowej postaci. Wspólne polowania przynosiły mu coraz więcej przyjemności. Zaczynał się czuć… swojsko. Jakby był stworzony do bycia dzieckiem nocy. Stał się co dziwne również wrażliwszy. Za życia nie lubił trwonić czasu na rozmyślania, marzenia. Teraz mógł się godzinami wpatrywać w srebrny owal księżyca, chłonąć jego blask każdą częścią swego nieumarłego ciała. Wreszcie przyszła. Odziana w swoją karminową suknię pani jego życia – Elize. Jeszcze żadna inna kobieta nie wywarła na niego takiego wpływu, żadnej nie udało się go tak całkowicie omotać, zniewolić. Już miał wstać, i pójść ku niej, gdy nagle usłyszał dźwięk. Jakby tukanie podeszwy o drewnianą podłogę. Stanął jak wryty. Odgłos dochodził z parteru. Kobieta również to dostrzegła, ponieważ odwrócił się w stronę drzwi do pokoju zgarniając ze stoliczka nóż do przycinania kwiatów. Zeszli razem ostrożnie po skrzypiących schodach. Byli w zasadzie bezbronni. Etruviel musiał się zdać na własne pięści, bowiem broń była w piwnicy… Gdy zeszli, obraz, który zobaczyli nie należał do zbyt przyjemnych. W ich salonie stała banda trzech uzbrojonych po zęby mężczyzn uzbrojonych w niewątpliwe zabójcze stalowe miecze obosieczne. Najwidoczniej zostali zdemaskowani. Cofnęli się oboje parę kroków w tył przybierając postawę obronną. Napastnicy zaatakowali jednocześnie. Jeden o mało nie pozbawił głowy Etruviela, za co zarobił kopniaka w splot słoneczny. Zgiął się w pół i padł na ziemię jęcząc.
- Jeden czasowo wyeliminowany. – mruknął cicho do towarzyszki i uchylił się przed następnym ciosem. Grał na zwłokę. Chwycił upuszczony miecz i pchnął następnego, próbującego pozbawić Elize głowy napastnika prosto w serce. Ten padł ciężko na ziemię rzężąc i krwawiąc intensywnie. Pozostał ostatni… Wampirzyca wbiła mu bez trudu nożyk prosto w czaszkę, między oczy. Kolejny trup. Kobieta już chciała dobić kopniętego, lecz nagle poczuła przeraźliwy ból w lewej piersi. Wrzasnęła, wstrząsając całym budynkiem i opuściła wzrok. Z serca sterczał jej bełt. Wbił się aż po brzechwę. Padła jedynie z cichym jękiem, ostatni raz spojrzawszy na swego upiornego kochanka… Zaś jej zabójca stał w drzwiach i uśmiechał się szyderczo. Był średniego wzrostu, acz umięśniony. Nie nosił żadnego pancerza, lecz trzymał teraz w dłoniach miecz półtoraręczny, ze stopu żelaza i srebra niewątpliwie. Sprawiał wrażenie wytrawnego łowcy wampirów, o czym mogły świadczyć liczne blizny na jego twarzy i całkowity brak strachu. Etruviel ruszył na człowieka niczym rozwścieczony tur zasypując go gradem cięć i pchnięć. Było mu wszystko jedno, czy przeżyje. Musiał pomścić mistrzynię. Jego ślepia gorały na czerwono, oblicze zaś było wykrzywione w grymasie wściekłości. Walczył na ślepo. Raczej instynktownie, niż świadomie unikał profesjonalnych ataków przeciwnika. Kierowała nim tylko i wyłącznie czysta wściekłość. Nie znał zmęczenia. Jednak łowca był tylko człowiekiem. Po kilkunastu minutach zaciętej walki miał dość. Z trudem łapał oddech. Okazywał jasno swą słabość. Młody wampir to wykorzystał. Rozbroił go bez trudu i przyciągnął z nadludzką siłą do siebie. Parę sekund później mężczyzna padł z rozpłatanym wampirzymi kłami gardłem. Nie żył. Ale dla wampira był tylko kolejnym, nic nie wartym istnieniem. Istnieniem, którego w dodatku szczególnie nienawidził. Odczuwał w swym długim życiu już wiele uczuć. Radość, pogardę, satysfakcję… Jednak nigdy nie nienawiści, wściekłości i smutku. Uczucia te były mu dotąd nieznane. Wychował się w arystokratycznej elfickiej rodzinie. Nie miał powodu, by nienawidzić. Conajwyżej gardził pospólstwem. Teraz to się jednak zmieniło. Stracił jedyną osobę, na której mu tak naprawdę zależało. Rodzina? Owszem, zapewniła mu godne życie. Był jednak wobec nich tylko na swój sposób wdzięczny. Przyjaciele? Nigdy ich nie potrzebował, tylko sprawiali kłopoty. Pierwszy raz się poczuł samotny. Zagubiony. Tak naprawdę nie wiedział nic o Mrocznym Darze. Jego mistrzyni zdołała mu tak mało przekazać… Ruszył wolno ku jej ciału, i uklęknął przy nim. Teraz była tylko zwykłym trupem. W cielesnej powłoce nie było już jej duszy, leżało teraz puste niczym skorupa, pamiątka po dawnym istnieniu, które zniknęło w tragiczny sposób… Nie umiał więcej patrzeć na zmarłą. Pragnął ją zapamiętać taką, jaka była za życia, czy też jak kto woli życia po życiu. Wstał więc i ruszył chwiejnie ku drzwiom, zaś policzki znaczyły mu ślady krwawych łez. Wszelcy złoczyńcy i inne męty społeczne, posłusznie schodziły mu z drogi, nie wiedząc czego się spodziewać po brudnym od swojej i cudzej krwi, bladym obdartusie. Woleli nie ryzykować. On zaś szedł przed siebie uliczkami Neverwinter, niczym we śnie. Czuł się w środku teraz pusty. Bez Elize był teraz tylko zwykłą, bezmyślną maszyną do zabijania…



KRWAWY PORANEK

Powoli miejsce dnia zajmowała noc, w powtarzającym się od tysięcy lat cyklu. Zamaskowany wyskoczył bezgłośnie przez okno swej kryjówki na pustawe, ciasne uliczki Wrót Baldura. Przemykał po bruku podobny do cienia. Tak samo jak on nieuchwytny i cichy. Tak samo jak on tajemniczy i budzący niepokój u istoty nie przyzwyczajonej do obcowania z mrokiem. Wyglądało na to, że był jedynym przedstawicielem swej rasy w tym mieście. Zresztą to dobrze. Nie musiał się bić z innymi o pożywienie. Inne wampiry co prawda niejednokrotnie zakładały klany, jednak Etruviel nieodmiennie twierdził, iż to sprzeczne z naturą dziecka nocy. Polował sam i sam sobie wyznaczał zasady…
Noc zapowiadała się idealna. Zmęczeni skwarem mieszkańcy bardzo szybko udali się na spoczynek. A ciężki sen ofiary zwiększał prawdopodobieństwo powodzenia. Aeqenn miał praktycznie do wyboru wszystkich w mieście. Jednak wybrał oddalony o parę kilometrów od swojej siedziby dość spory ceglany budynek, w którym mieszkał dosyć zamożny kupiec wraz z żoną i na oko siedemnastoletnią córką. Teren był czysty. Ani śladu straży. Wampir podszedł cicho do drzwi i wyjął z kieszeni wytrych. Zamek nie był trudny. Wystarczyła chwila majstrowania, by ustąpił się cichym brzęknięciem. Drzwi otworzyły się bezgłośnie, gdy myśliwy wszedł na włości swej ofiary. Wnętrze budynku spowijał aksamitny mrok, lecz oczy Etruviela przebijały go bez większych problemów. Ukazało mu się skromne, acz schludne i zadbane wnętrze. Z piętra do jego czułych uszu dobiegały głębokie oddechy śpiących i szemranie krwi w tętnicach. Oczy zmieniły kolor ze srebrzystego na intensywnie czerwony, rozbłysnęły wampirycznym głodem. Był na głodzie już tydzień… W tej chwili stracił całkowicie rozsądek. Cały jego umysł wypełniały jedynie myśli o szkarłatnej, ciepłej krwi wpływającej do jego ust wprost z arterii szyjnych. Ruszył szybko po schodach do góry nie zważając na skrzypiące stopnie. Liczył się tylko posiłek. Miał do wyboru dwa pokoje. Otworzył drzwi do tego po lewej. Ujrzał niewątpliwej urody ciemnowłose dziewczę, trzymające kurczowo swymi drobnymi, pokrytymi jasną skórą paluszkami skrawek kołdry. Odsłonięta smukła, łabędzie wręcz szyja zniewalała zmysły Zamaskowanego. Zdjął maskę. Ukazało się oblicze, które można by nazwać pięknym, gdyby nie ten ból i rządza się na nim malujące. Zdawało się nienaturalne. Grozą dodatkowo napełniały serce odsłonięte kły. Białe, i niewątpliwie zabójczo ostre. Nie zwlekając ani chwili dłużej wampir podszedł do dziewczyny i przyssał się do jej tętnicy. Jego usta wypełnił cudownie ciepły i dodający energii czerwony płyn o metalicznym posmaku. Ofiara przebudziła się i próbowała krzyknąć. Nic to nie dało. Była mocno osłabiona, a w dodatku odczuwała jakieś dziwne, przyjemne podniecenie. Było przerażające, lecz wspaniałe. Z takim właśnie uczuciem wydała ostatni dech. Opadła delikatnie na poduszkę, nie podtrzymywana już przez swego zabójczego kochanka, jej dziecinne jeszcze lica były teraz jeszcze bardziej blade niż zwykle, zaś szeroko rozwarte zielone oczęta wpatrywały się pusto w przestrzeń. Etruviel odetchnął z rozkoszą. Czuł się zaspokojony. Przez jakąś godzinę jego ciało będzie tak samo ciepłe, jak u śmiertelnika. Krążyła w nim teraz krew ofiary. Założył maskę powrotem przedtem oblizując swe kły z krwi. Już chciał wyjść, gdy nagle usłyszał szybkie kroki i do pokoju wpadł kupiec w koszuli nocnej, z ciężką pałką w rękach. Jego twarz wyrażała czyste przerażenie, gdy zobaczył całkowicie sztywną, pozbawioną krwi córkę i stojącego przy jej łóżku oprawcę. Ruszył z impetem na Zamaskowanego wymachując bezładnie trzymanym w rękach kawałem solidnego drewna. Wampir zaś bez trudu unikał ciosów, czerpiąc z całego zajścia sadystyczną przyjemność. Po jakichś pięciu minutach z racji swej otyłości mężczyzna miał dość, oddychał ciężko. Dopiero wtedy wampir wyrwał mu z łatwością broń i chwycił wolną ręką za gardło.
- Ppo… tworze… - wycharczał grubas, a po obfitych policzkach poleciały mu łzy. – moja córka. Zabiłeś ją! Nie żyje!
- Jeśli to cię pocieszy, to miałem całkiem przyjemny posiłek. – odparł szyderczo Etruviel, smakując każdą sekundę tej chwili.
- Zgiń w czeluściach otchłani, bezduszna, zezwierzęcona bestio.
- Cóż, obawiam się, iż jedynym, który tej nocy zginie, będziesz ty… - rzekł z udawanym smutkiem wampir pełnym jadu tonem i zaczął coraz mocniej zaciskać palce na krtani niedoszłego „łowcy wampirów”. Ten zaś wił się niczym młody węgorz, próbując uniknąć swego końca. Na nic to się jednak stało. Uścisk był silny niczym imadło, zaś oczy mężczyzny zalała ciemność i padł głucho na drewnianą podłogę z zupełnie zmiażdżoną krtanią. Zamaskowany najspokojniej w świcie wyszedł z pokoju nie omieszkając po drodze nastąpić trupowi na klatkę piersiową. Cały dom zostawił w nienaruszonym stanie. O całym zajściu świadczyły jedynie dwa trupy… Wampir zaś gdy opuścił budynek raźno ruszył w stronę swojej tymczasowej kwatery gwiżdżąc cicho z zadowolenia pod nosem. Nastrój jedynie mu psuło wstające krwawą łuną słońce, które nieznośnie parzyło jego nadzwyczaj delikatną, odsłoniętą skórę dłoni.
- Że też nie zabrałem tych cholernych rękawiczek… - mruknął pod nosem.[/i]
Post Czw 22:00, 11 Gru 2008
 Zobacz profil autora
Bułka
Immortal Madness


Dołączył: 20 Maj 2007
Posty: 2842
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza rogu!

   

Nie jestem jakoś specjalnie przejęta historią tego elfa ani tej wampirzycy, ale pochwalę styl, bo naprawdę lekko mi się czytało i opisy były ciekawie ujęte. A może tylko mi się tak wydaje, bo sama nie potrafię? xD;;
W każdym razie do pisania nie zniechęcam, a może masz coś jeszcze? X33
Post Sob 18:39, 13 Gru 2008
 Zobacz profil autora
Tamiya Iemon
Embryo


Dołączył: 02 Lis 2008
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

   

Mam jeszcze historię pewnego drowa, ale jest pisana w trochę innym stylu xD
Post Sob 19:13, 13 Gru 2008
 Zobacz profil autora
Bułka
Immortal Madness


Dołączył: 20 Maj 2007
Posty: 2842
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza rogu!

   

Chętnie przeczytam, jeśli zdecydowałbyś się ją zamieścić. *robi dziubka na tyle uroczo, na ile potrafi* >3
Post Nie 10:51, 14 Gru 2008
 Zobacz profil autora

Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu
Forum Jump:
Skocz do:  

Wszystkie czasy w strefie EET (Europa).
Obecny czas to Sob 0:11, 27 Kwi 2024
  Wyświetl posty z ostatnich:      


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB: © 2001, 2002 phpBB Group
Template created by The Fathom
Based on template of Nick Mahon
Regulamin